zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Xytras "Passage"

27.04.1999  autor: Kornik
okładka płyty
Nazwa zespołu: Xytras
Tytuł płyty: "Passage"
Utwory: Regen; Glanzendes Konigreich; Des Engels Untergang; Jupiterianische Schwingungen; Die Vohrer Kamen; Der Stamm Kains; Mondhaut; Mein Retter; Wintersonnenwender; Ein Mensch im Kopf
Wykonawcy: Xytras
Wydawcy: Metal Mind Productions, Century Media Records
Premiera: 1997
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Pojęcie o muzyce klasycznej mam raczej mizerne - wstyd się przyznać, ale nie kojarzę nawet najbardziej znanych dzieł mistrzów pokroju Wagnera, Bacha czy też rodzimego Chopina (ale przynajmniej nazwiska pamiętam :). Gdybym nie wiedział, że zawarta na recenzjowanej płycie muzyka pochodzi z "Passage" Samaela, to pewnie nigdy bym jej nie kupił.

Zanim krążek wylądował w odtwarzaczu, długo się zastanawiałem, co usłyszę. Jakoś nie mogło do mnie dojść, że tak mocne i brudne utwory z "Passage" można zagrać na tak czystym instrumencie, jakim jest fortepian. Wątpliwości rozwiały się dopiero wraz z pierwszymi dźwiękami "Regen", melodycznie kropka w kropkę podobnym do oryginalnego "Rain". Ten kawałek ma niesamowity klimat i aż trudno uwierzyć, że można było coś takiego nagrać tylko na samych klawiszach. Dalej jest podobnie, cały czas melodyjnie i słodko. W "Glänzendes Königreich" pojawiają się przez krótką chwilę chóry, które znakomicie potęgują i tak już zajebisty nastrój. Album zawiera przeróbki praktycznie wszystkich utworów z "Passage" Samaela, brakuje tylko "Liquid Soul Dimension", "Born Under Saturn" i "Chosen Race". W sumie nie ma czego żałować, dwa ostatnie kawałki są moim zdaniem bardzo słabe, natomiast "Liquid Soul Dimension" okazał się chyba dla Xytrasa za trudny technicznie. Prawdę mówiąc, to nie wyobrażam sobie tego na fortepianie. Trzy ubytki uzupełniają dwa nowe kawałki, które w normalnych wersjach znalazły się później na "Exodus": "Wintersonnenwende" (czyli "Winter Solstice") i "Der Stamm Kains" (czyli "Tribes of Cain"). Zarówno jeden jak i drugi są bardzo melodyjne i prezentują się niezwykle efektownie.

Album nie należy do długich, ale w tym wypadku to niewątpliwa zaleta. Myślę, że dłuższa forma takiej płyty, z nadmiarem jednego instrumentu byłaby lekko denerwująca. Z drugiej strony, utwory zbyt łatwo wpadają w ucho, zbyt łatwo je zapamiętać, dlatego po pewnym czasie płyta się po prostu nudzi. Dziesięć kawałków przechodzi jak z bicza strzelił i cały koncert zaczyna się od nowa. Końcową ocenę zaniża też wykonanie wkładki - tego już naprawdę nie będę komentować, kompletna żenada (o wiele ciekawiej wykonane jest promo, które jednak nie jest dostępne dla zwykłych śmiertelników). Album polecam przede wszystkim fanom Samaela. Nowe wersje utworów z oryginalnego "Passage" prezentują się dość okazale i mogą być miłym zaskoczeniem dla słuchacza. Dla tych co kontaktu z Samaelem nie mieli, będzie to dobra okazja by poznać go w nieco innym obliczu - może nawet skłonicie się do zakupu innych wydawnictw tego zespołu?

Komentarze
Dodaj komentarz »