zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 4 maja 2025

recenzja: Yardburn "Junk"

3.05.2025  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Yardburn
Tytuł płyty: "Junk"
Utwory: Extermination of Humanity; Yardburn; Rodeo; Hedgebat; Rubber Piglet; Arrest the Forest; Jazzus; Lifeless Loveless; Hidden from the Sun; All Equal/All Nothing; Beelzebeaver
Wykonawcy: Jakub Kossakowski - wokal; Jurny Pete z Alabamy - gitara; Grzechu "Sin Mountain" Góra - gitara basowa; Michał Biernacki - instrumenty perkusyjne
Premiera: 25.04.2025
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Ze względu na obecność w składzie wokalisty Jakuba "Kossy" Kossakowskiego i gitarzysty Pete'a M. Karwowskiego, na Yardburn można śmiało mówić "pół Minetaura". Zespół, który tworzą też basista Grzechu "Sin Mountain" Góra i perkusista Michał "Zwierzak" Biernacki, ujawnił się w połowie 2024 roku. W sumie muzycy znani są też m.in. z formacji Tankograd, Black Tundra, Reality Check, Leshy, Night Heron i Konstelacje, więc początkujący nie są, ale i tak patrzyłem na nich jako na coś nowego. Cztery single z gatunku muzycznego nazywanego przez nich "junk rock", do tego teledyski, które sami określali jako "kwaśny Cartoon Network" - ów materiał poprzedzający premierę albumu "Junk" sprawiał moim uszom przyjemność po prostu jako garażowa, pełna werwy mieszanka metalu i punk rocka.

Chociaż to Minetuar miał mniej poważną nazwę, bardziej jajcarski wydaje się Yardburn. Rysunki z okładki i książeczki przypominają mi klimaty polskiego podwórka z lat 90., kiedy po drogach poruszało się jeszcze sporo polonezów, ale "Archiwum X" spopularyzowało już rasę kosmitów zwaną szarakami. Teksty, trochę o tematyce ekologicznej, trochę bluźniercze, przede wszystkim są ponadprzeciętnie dowcipne. Zakładam, że najwięcej o przekazie zespołu Yardburn powinien mówić utwór nazwany właśnie "Yardburn", a ten sarkastycznie odnosi się do konsumpcjonizmu. Wzmianka o narkotykach sprawiła, że tytuł albumu skojarzył mi się z jedną z książek Williama S. Burroughsa, ale nie upieram się przy myśli, że takie powiązanie rzeczywiście może istnieć. Pokrewny do "Yardburn", kpiarską wymową i przez użycie słowa "plastic", jest "Arrest the Forest". Od lat się śmieję z poziomu toporności tekstu "Save the Jungle" słowackiego duetu MC Erik & Barbara. "Arrest the Forest" odczytuję jako jego lepszą, ponad ćwierć wieku oczekiwaną wersję. Dziękuję chłopakom za naprawienie błędu starszego pokolenia. Humor widzę też w łączeniu wyrazów w tytułach. Może to i infantylny zabieg, ale przynajmniej efekt jest zabawny, bez nadęcia typowego dla anglojęzycznego metalu ekstremalnego z Polski. "Hedgebat" to, jak muzycy sami tłumaczą, "jeżoperz". "Jazzus" miesza Jezusa z jazzem. Na koniec mój ulubiony tytuł: "Beelzebeaver". Belzebóbr? Nie mogłem nie pomyśleć o też dowcipnym i trochę bawiącym się konwencją filmie "Zombeavers".

Z grafiką i tekstami współgrają muzyka i wokal. Kuba Kossakowski się nie hamuje - razem ze słowami mógłby wypluć flaki. Z jednej strony często sięga po zabawne wokalizy, a z drugiej zdarza mu się też growlować. Czasami brzmi jak Max Cavalera, innym razem jak Marilyn Manson, w refrenie "Rodeo" przypomina mi Jonathana Davisa, ale najbardziej intryguje mnie w "Lifeless Loveless" - nie mogę się pozbyć wrażenia, że Kossa kogoś tu imituje. Pozostali słuchacze zapewne bez znacznego wysiłku wymienią więcej nazwisk. Zaznaczam, że wokalista stosuje różne techniki i style chyba w każdym utworze - zmiany następują nawet z wersu na wers, w ramach zwrotek. Niewiele mniej niejednorodna jest muzyka. W porównaniu do Minetaura, nawet do "Power Tools" zamykającego jego dorobek, Yardburn trzyma się dalej od death i groove metalu, mocniej stawia za to na melodię i na punkowy rytm. Zasługa w tym ostatnim przede wszystkim perkusisty Michała Biernackiego doświadczonego w hardcore'owej kapeli, silnie zaznaczającego swoją obecność i charakter już w pierwszych sekundach pierwszego utworu. Nie wystarczy jednak napisać, że zespół miesza punk rock i metal. W "Extermination of Humanity" słyszę też elementy surf rocka. "Yardburn" to wesoły skate punk. Brutalniejszy "Hedgebat" ociera się o crust. Hardcore'owe wpływy najlepiej słychać w "All Equal/All Nothing", chociaż nie w całym. Z trochę innej beczki jest prawie balladowy "Lifeless Loveless". Jazzowy początek utworu "Jazzus", jak i późniejszy scat, uznaję za żart muzyczny, ale odnotowuję obecność tego stylu. Tym bardziej nie powinienem pomijać żwawego, wesołego i krótkiego, bo trwającego niewiele ponad minutę, "Rubber Piglet", w którym przeważa country grane na banjo. Zespołowi instrument musiał się spodobać, bo wykorzystał go też pod koniec "Rodeo". Partie te zwracają uwagę bardziej, niż nieliczne gitarowe solówki Jurnego Pete'a z Alabamy - jak tym razem muzyk został opisany w książeczce.

"Junk" to trzydzieści osiem minut muzyki pełnej energii, swobody i dystansu do metalowego wizerunku. Z różnych względów może się kojarzyć z twórczością lub charakterem chociażby Flapjacka oraz licznych kapel grindcore'owych. Od Minetaura Yardburn gra mniej przewidywalnie, ale ze zbliżoną intensywnością. Z jedenastu utworów jedynym spokojnym jest "Lifeless Loveless". Grupa nieźle odtwarza w nim klimat starej hardrockowej ballady, ale niestety nagraniu brakuje trochę mocy - przynajmniej póki w finiszu perkusista nie wrzuca wyższego biegu. Może kompozycję poprawiłby dobry refren. Zespół potrafi takie pisać. Najbardziej podoba mi się przeciągły krzyk z "Beelzebeaver". Melodyjny śpiew z "Rodeo" też się wyróżnia. Najskuteczniej czepił się mnie jednak prosty refren z "Extermination of Humanity". Tym, którzy wolą metalowy ciężar, poleciłbym przede wszystkim "Hedgebat" z rozkosznymi spowolnieniami, a ponadto np. "Jazzus". Dla odświeżenia atmosfery wystarczy "Rubber Piglet". Trochę szkoda, że po kilku pierwszych przesłuchaniach nie byłem w stanie pochwalić kompletu utworów. Najdłużej o swej muzycznej ponadprzeciętności musiały przekonywać mnie "Hidden from the Sun" i - pomimo wspomnianego tekstu - "Yardburn".

Album "Junk" dostarcza mi rozrywkę, ale też prawie mnie rozczarował. Na żywo Yardburn musi wymiatać. Z płyty ten sam punkowo-metalowy materiał nie porywa jednak tak łatwo. Coś przeciwdziała niezaprzeczalnej energii bijącej od wykonawców. Może część kompozycji nie jest dość dobra, może zawiniło nieco garażowe brzmienie, a może oba wytłumaczenia są właściwe. Na szczęście album zyskuje z każdym przesłuchaniem. W nawiązaniu do pseudonimów chłopaków, chwała ich jurności i grzeszności.

Komentarze
Dodaj komentarz »