zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Burzum "Fallen"

22.03.2011  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Burzum
Tytuł płyty: "Fallen"
Utwory: Fra verdenstreet; Jeg faller; Valen; Vanvidd; Enhver til sitt; Budstikken; Til hel og tilbake igjen
Wykonawcy: Varg Vikernes - wokal, wszystkie instrumenty
Wydawcy: Byelobog Productions
Premiera: 7.03.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Widzę, że coś ostatnimi czasy zapanowała moda na dopierdalanie Count Grishnackowi. Nie będę w tym miejscu rozwijał wątków historycznych biografii ponurego Norwega, które każdy bardziej przytomny fan metalu zna lepiej niż odcień smrodu własnej skarpety. Zwrócę jednak tylko uwagę, że imć Burzum, wydając płyty "zza kratek", absolutnie nie wzbudzał takich emocji, jak teraz kiedy po raz drugi w przeciągu roku wypuszcza krążek swojego projektu, będąc w końcu wolny jak ptak. Co tak drażni ludzi uśpionych przez te 16 lat więziennego życia Varga - pojęcia nie mam. Ale zostawmy to, bo najnowszy "Fallen" hrabiego za pośrednictwem Plasitchead już na rynku i krótko rzecz ujmując, kula ziemska toczy się jednak dalej, a on... cóż, on jak zwykle zrobił swoje. Nagrał więc materiał, który dla jednych będzie szczytem gówna, dla innych tchnieniem północnego kultu klasycznie produkowanego przez jednoosobowy, multiinstrumentalny ansambl, o którym prawie wszyscy chcieli zapomnieć.

I tym razem Vikernes wziął się za bary z tematem samodzielnie. Nagrał bas, gitary, wokale i perkusję, nie siląc się na jakąś specjalną wymyślność, bo nie o to w Burzum przecież chodzi. A o co chodzi? No pewnie, że o klimat, którego na "Fallen" jak najbardziej nie brakuje i w zasadzie on jest wątkiem, na jakim w tym przypadku należy opierać ocenę zawartości płyty. Najpierw jednak zaskoczyła mnie okładka, na której ani lasu, ani ptaka, ani czerni i bieli nie uświadczysz. Nic to jednak z perspektywy emocji, jakie znajdziemy w środku. Trzeba jednak pierwej wziąć poprawkę no to, co tutaj się dzieje, a następnie podzielić to przez świadomość, że Varg chce uchodzić za ostatniego barda norweskiej krainy. Upraszczając, każda kompozycja to opowieść i także muzycznie ma taki charakter. Proste riffy, średnie tempa, powtarzalne motywy przewodnie, pejzaże dźwiękowe i tyle w temacie. Z pozoru w muzyce tej dzieje się niewiele, jednak każde kolejne przesłuchanie wciąga jak bagno. Nadmienić tylko należy, że takie wiosenne bagno, na którego obrzeżach rosną stokrotki lub pasą się łosie, bo w muzyce tym razem jakby więcej jasnych odcieni, czyt. przyjaznych dźwięków.

Najpierw intro "Fra Venderstreet" w postaci kliku wypierdzianych na półszepcie fraz i zaraz po nim wejście gitary w "Jeg Faller", która znikąd indziej, jak tylko z mayhemowego rodowodu wynika. Melodyjny czysty wokal w refrenie i dobrze znane skrzeki. Tempo raczej średnie, a barwy melodyczne, zapewne zmieściłyby się także na ścieżce dźwiękowej "Krzyżaków" Aleksandra Forda. Bez dwóch zdań jednak słucha się tego bardzo przyjemnie, że tak się wyrażę. Formuł tę rozwija także kolejny do odstrzału "Valen", z tym, że więcej w nim przejmującej histerii, która i na "Filosofem" znalazłaby swoje miejsce, tutaj jednak w zdecydowanie bardziej czytelnej wersji. Dalej zaskakuje początkowa agresja najbardziej dynamicznego na krążku "Vanvidd", w którym Burzum już sam spuszcza się ze smyczy, serwując wokale z piekła rodem, rozpostarte między blackmetalowym skrzekiem, a mające swój finał w prawie wilczym wyciu - prawie mistrzostwo świata. Więcej światła wpuszcza zaraz najbardziej bujający na "Fallen" "Budstikken", w otoczeniu pozostałych numerów wydający się po prostu mało wyrazisty. Prawie wesoła melodyjka i trochę zaszarzenia w finale. Najlepsze jednak Grishnack zostawia na koniec. Co śmieszniejsze, na koniec, w którym całkowicie milknie gitara i zaczyna się pojedyncze pobrząkiwanie i odgłosy plemiennego wręcz bębna. "Til Hel og Tilbake igjen". Hipnotyzująca panierka i niepokojąco piękna minimalistyczna gitara akustyczna w jego końcu wprowadzają element zadumy, ale i powątpiewanie, czy aby na pewno ktoś sobie tutaj oczka do fanów nie puszcza, względnie jaj nie robi. I to tyle. Total track time 48 minut z kawałkiem, ale kiedy to minęło? Bez jaj stwierdzam, że mimo iż za wiele się tutaj nie dzieje, to jednak ta prawie godzina spędzona z muzyką Burzum mija niepostrzeżenie. Człowiek "se" siedzi, muza się wlecze, ale wyłączać nie ma ochoty. To chyba o czymś już mówi, co?

Zaznaczyć trzeba, że ta płyta - jak zwykle zresztą w przypadku Vikernesa - wszystkim do gustu nie przypadnie. Minimalizm preferowany przez Burzum dla wielu będzie wzorcowym przykładem grafomanii twórczej. Sypną się znów zarzuty, że ot Varg znowu poszedł do kibla i w pięć minut nagrał krążek, każąc wszystkim nazywać go od razu kultowym. Fakt, kultu żadnego nie będzie, bo i czasy nie te. Wszak "Płomień na Północnym Niebie" już dawno się wypalił. Nie mogę jednak nie docenić z perspektywy całej dyskografii Kristiana, że kontynuacja zamysłu projektu jak najbardziej mu wychodzi. To nie jest muzyka do zachwytów instrumentalnych czy headbangingu. Doskonale jednak sprawdza się po zmroku zapuszczona w słuchawkach. No i ma jeszcze jeden atrybut - choć trwa dosyć długo (dla mnie powyżej deathmetalowych 30 minut to już rekord świata) i oparta jest głównie na samopowtarzalnych patentach absolutnie nie nuży. To ten boski pierwiastek, który twórców posiada niewielu. Czy lepsze od "Belus"? Nie wiem. Na pewno inne i wciąż dobre.

Szkoda, że brak tutaj miejsca na prezentację osobistych wycieczek personalnych, stąd pominięcie tematu - "co ja tak naprawdę sądzę o osobie i bio Varga Vikernesa". Trzeba jednak jasno napisać, że z twórczością Burzum może wiązać się swoisty konflikt moralny. Jak ustosunkować się do twórczości kogoś, kto ma na sumieniu istnienie ludzkie? Czy wywalić od razu poza nawias jakiejkolwiek tzw. tolerancji, czy nie zwracać na to uwagi? Mam wrażenie, że biznes sam rozwiązał tę etyczną łamigłówkę, bo fakt, że bohater tego tekstu jest mordercą jakoś specjalnie nie przeszkadzał firmom płytowym zarabiać na jego kulcie, prawda?

Komentarze
Dodaj komentarz »
Pop?
Ashur
Ashur (wyślij pw), 2011-04-26 18:30:31 | odpowiedz | zgłoś
Jak na Burzum to ta płyta jest wręcz przebojowa-popowa,ile tam melodii...Mi tu trochę wali Bathory,ale z tego "wikińskiego".Faktycznie płyta odsłania swoje walory po trzecim a nawet czwartym przesłuchaniu.Moja dziewczyna,któa na co dzień woli znacznie "liberalne klimaty"zachwyciła się tym albumem.Z tym albumem jest jak z obrazami impresjonistów-jedni uwielbiają inni nienawidzą i tak ma być.
kristian
mikouaj (gość, IP: 87.207.225.*), 2011-04-07 15:18:49 | odpowiedz | zgłoś
drogi recenzencie, za tego Kristiana to Varg by cię ukrzyżował :D, recenzja bardzo spoko, mi osobiście także brakuje na tej płycie ambientowych wstawek, nie będę porównywać tej płyty do belus, jedynie co mogę powiedzieć to to, że na Fallen są bardziej przystępne wokale. pozdrawiam :)
nie jest zła
Pawel P (wyślij pw), 2011-03-25 00:31:33 | odpowiedz | zgłoś
Varg znowu zamiata na black metalowej scenie i dobrze, bo tak powinien wyglądać black: chłód kreowany przez gitarowy zgiełk. Trochę jednak brakuje mi tych ambientowych pasaży z których słynął. Śmieszne, ale ta płyta przypomina mi takie zespoły jak Otyg, czy Vintersorg. Klimat jest zachowany na albumie, ale trzeba to wyczuć.Varg poraz kolejny wymyślił świetne, niebanalne riffy.
Po "Belus" kolejna dobra płyta!
Tektur
Tektur (wyślij pw), 2011-03-24 00:18:37 | odpowiedz | zgłoś
Varg się nie p***doli - wyszedł z pierdla, po 16 latach można mieć pomysły nawet na 20 płyt i nagrywać je po sobie.

"Fallen" jest mniej agresywny niż "Belus", natomiast mniej monotonny i zapętlony. Jeżeli ktoś pisze, że żaden riff nie zostaje na dłużej w głowie, to chyba nie słuchał płyty, tylko kawałków po łebkach na YouTube. "Jeg Faller" od pierwszej sekundy wgina w fotel, a dalej jest też zacnie. Nie wiem tylko, po co to sztuczne przedłużanie intra i outra, ale jestem w stanie to przełknąć.

Strony etycznej w recenzji chyba nie komentujemy? Recenzja ma służyć opisaniu muzyki znajdującej się na płycie.
re: Po "Belus" kolejna dobra płyta!
stalkyerr (gość, IP: 145.237.95.*), 2011-03-24 07:52:06 | odpowiedz | zgłoś
słuchał całej płyty a nie kawałków na tubie. Niestety dalej obstaje przy swoim.
pozdr
mimo wszystko...
Mamluk (gość, IP: 62.87.164.*), 2011-03-22 22:11:53 | odpowiedz | zgłoś
Belus zamiata klimatem i magią (posłuchajcie Glemselens Elv o wschodzie słońca - zniszczenie). Fallen już niestety nie...póki co.
Poziom utrzymany
WJT (gość, IP: 195.82.166.*), 2011-03-22 16:10:41 | odpowiedz | zgłoś
Ale nie, nie poziom poprzedniej płyty Burzum. Ani nie jego ambientowych "potworków".
Chodzi o poziom portalu. Zwroty: "(...) zapanowała moda na dopierdalanie(...)" czy "(...) zna lepiej niż odcień smrodu własnej skarpety." w pierwszych czterech (sic!) linijkach tekstu, odpychają od dalszego czytania jak... hmm, smród skarpety?
Nie żebym był jakoś specjalnie tym urażony, ani moja godność ani poczucie estetyki nie zostały specjalnie naruszone. Ale wbrew pozorom recenzja jest gatunkiem o dosyć sformalizowanej strukturze i może warto by się tego trzymać, zamiast silić się na wypisywanie takich pierdół na początku.
A w ramach podsumowania:
Płyta 4/10
Recenzja 1/10
re: Poziom utrzymany
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-03-22 16:49:00 | odpowiedz | zgłoś
Hmm...hmm...no coz...hmm...\m/o,o\m/.....kolejne recenzje juz za niedlugo...na lamach misia oraz reprint w gosciu niedzielnym. Zapraszam.
re: Poziom utrzymany
slaworz
slaworz (wyślij pw), 2011-03-22 20:53:35 | odpowiedz | zgłoś
Popieram, trochę profesjonalizmu, zwroty i metafory chodnikowe - płyta ma klimat - mniej agresji a więcej epiki. Natomiast należy kontestacje Krystiana Vikernesa oddzielić od umiejętności muzycznych, choć dla wielu maniax wystarczy trochę kontrowersji a już sukces jest (Rabczewska też cool):)
re: Poziom utrzymany
tymtym (gość, IP: 31.63.220.*), 2011-03-22 20:54:44 | odpowiedz | zgłoś
przecież to recenzja metalowego albumu, a nie słodkiego progresywnego brzdękania dla starych pierdzieli. Trza być hardym, black metal to nie łaskotki.