zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Krisiun "Forged in Fury"

21.10.2015  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Krisiun
Tytuł płyty: "Forged in Fury"
Utwory: Scars Of The Hatred; Ways Of Barbarism; Dogma Of Submission; Strength Forged In Fury; Soulless Impaler; Burning Of The Heretic; The Isolated Truth; Oracle Of The Ungod; Timeless Starvation; Milonga De La Muerte
Wykonawcy: Alex Camargo - wokal, gitara basowa; Moyses Kolesne - gitara; Max Kolesne - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Century Media Records
Premiera: 7.08.2015
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Procesu uczłowieczenia Krisiun, rozpoczętego na "The Great Execution", ciąg dalszy. To co? Może odrobina uszczypliwości na początek. Jak dziś pamiętam, któryś tam wywiad z trójką braci Camargo - Kolesne, w którym wylewali tony żalu na Sepulturę, która z bohaterów narodowych postanowiła całkowicie się "ześcierwić" po legendarnym "Arise". Tak sobie słucham tych płyt Krisiun, szczególnie "Wielkiej Egzekucji" i opisywanej tutaj "Forged In Fury", i ciśnie mi się na usta jedno wielkie, sarkastyczne "heeeeeh". Nie chodzi o to, że Krisiun nagrał klona "Roots" czy coś z tych rzeczy. Co to, to nie. Konsumując te nuty mam po prostu wrażenie, że Alex, Max i Moyses postanowili zrobić mały zwrot w stronę czystego thrashu, starając się wypełnić lukę, jaka w brazylijskim metalu powstała najpierw po rewolucjach serwowanych w połowie lat 90 przez Maksa Cavalerę, potem po rozpadzie oryginalnego składu Sepy. Niby słyszę na "Forged In Fury" blasty, chropowaty prawie growl, ale to już nie ten wymiar deicidowo - morbidangelowej dzikości, jaką epatował na przykład diabelski debiut "Black Force Domain". Jakkolwiek otrzymujemy po raz kolejny produkt dopracowany w najdrobniejszych szczegółach - doskonal brzmiący, technicznie perfekcyjny, to - przynajmniej w moim odczuciu - pozostawiający lekki niedosyt. Niedosyt czarciego napierdalania, na którym przecież zbudowali swoją legendę.

Mam wrażenie, że muzycy Krisiun mimo wszystko idą w ten sposób na pewien kompromis. Uginają się pod naporem metalowej opinii publicznej, która swego czasu zarzuciła im lekkie przynudzanie nagrywaniem w kółko tych samych płyt. Mi tam to nie przeszkadzało. Szedłem sobie do sklepu. Spragniony 30 minut jadu od razu kierowałem się pod półkę z dyskografią Canarinhos i dostawałem, co zamawiałem. Teraz to już muzyczne salony. Bracia poubierani są w kurtki z delikatnej cielęcej skóry i okulary przeciwsłoneczne od Enzo Ferrariego - niby wszystko zajebiście, ale brak trochę tego kosmatego prymitywizmu satanic death metalu. Kompozycje na "Forged In Fury" są jak na "wpyskostrzałowe" standardy nader rozbudowane, w większości oscylując w czasie trwania ok. 6 minut. I to jest chyba mimo wszystko ich wada.

O ile sprawdza się w rozrywającym flaki zmianami temp i wyjącymi solami kolosie "Strenght Forged In Fury", to już w post-apokaliptycznym "Scars Of The Hatred" nie do końca. Niby wszystko się zgadza, od motorycznego mielenia gitarowego, przez nagłe zrywy i ataki slayerowatych zagrywek, ale powtarzanie przez ponad pięć minut tego samego rytmicznego patentu zdaje się nie zdawać tutaj egzaminu, w konsekwencji kierując większość potencjalnej pary w gwizdek. A szkoda, bo gdyby nieco rzecz skrócić, o wiele lepiej wypadłby, zastosowany tutaj, "reigninbloodowy" patent wycięcia przerwy przed następnym, najlepszym chyba na płycie "Way Of Barbarism", nieco przypominającym to, co nasz rodzimy Vader prezentował w takim "The Eye Of The Abyss" (sola gitarowe). "Dogma Of Submission", znów zapętlający się w powtarzanych "biciach" a'la "Southern Storm", przelatuje jakoś całkowicie niezauważenie. "Burning The Heretic" ma w sobie zabójczy potencjał, ale szczególnie w końcowej części trwania, kiedy do głosu dochodzi wyborne wymiatanie solówkowe, szatkujące nieco monotonne i sztampowe riffowanie. Nie inaczej sprawa ma się w przypadku przedfinałowego "Timeles Satrvation", który ma zadatki na najciekawszy numer, jakikolwiek wyszedł spod rąk Brazylijczyków... gdyby jego dynamika nie została w pewnym momencie zaburzona jakimiś prostymi, pojedynczymi, soulfly'owymi wręcz zagraniami. Nie za bardzo kumam też pomysł zakończenia "Forged In Fury" akustycznym outro, będącym centralnie rippoffem mieszanki Jasco - Itsari czy innego "Kiowas" Sepultury, co tutaj zwyczajnie przywodzi na myśl powiedzenie o spasowaniu kwiatka do kożucha czy innemu przyprawianiu świni siodła.

I tak oto stajesz słuchaczu, fanie Krisiun, przed dylematem. Osobiście po pierwszych dwóch przesłuchaniach "Forged In Fury" byłem zachwycony. Potęga brzmienia, ultraprofesjonalna produkcja itd., itp. Za każdym kolejnym razem zacząłem jednak wyłapywać coraz więcej elementów, które mnie zwyczajnie, może nie wkurwiają, ale już na pewno niepokoją. Mam wrażenie, że przyjmując strategię wydłużania kawałków, Bracia nie podołali kompozycyjnie. W tych przeciętnych sześciu minutach lub pięciu z kawałkiem na piosenkę dzieje się wiele, jednak nie brak mielizn i próżnych przebiegów. Gdyby poskracać te utwory odejmując te zbędne fragmenty, byłaby masarnia pierwszej próby, a tak... puste kalorie niestety.

Druga sprawa to "cywilizowanie się muzyki" Krisiun. To wciąż ciężki metal, ale jakiś taki uczesany, z umytymi włosami, lśniący i pachnący, i szpanujący muskulaturą. Wszystko ok, ale na mnie robiło to większe wrażenie, jak cuchnęło siarą, niemytymi kopytami i brazylijskim piekło - jungle rottem. Kiedyś zardzewiała, poszczerbiona siekiera, dzisiaj jest już tylko lśniącym skalpelem.

Mimo wszystko trochę szkoda, bo "Forged In Fury" to dobra płyta, strach pomyśleć, jakby miotała pozbawiona tych mankamentów. Ale co mi tam, jak donosi prasa właśnie reaktywował się Rebaelliun Fabiano Penny w prawie oryginalnym składzie i montuje następcę legendarnej "Annihilation" sprzed 13 lat, to sobie odbiję... mam nadzieję.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Krisiun "Forged In Fury"
The_Tomek_X (gość, IP: 188.146.70.*), 2016-01-31 23:57:10 | odpowiedz | zgłoś
Megakruk - Zgadzam się w 100 % z recką.
Nigdy nie byłem ich fanem ale czasem po prostu lubię ich posłuchać.
Już na poprzedniej płycie było słychać przestępczość, wolniej, delikatniej i tu idą podobnym krokiem.
Na chwilę obecną raz przesłuchałem nowe dzieło.
I szczerze powiem, za długie piosenki, już po kilku kawałkach zaczyna deko nudzić a już na pewno szału niema.
A jeszcze 8 lat temu, raptem dwie płyty do tyłu taki Southern Storm jak brzmi każdy wie.
re: Krisiun "Forged In Fury"
universal_soul (gość, IP: 81.187.190.*), 2015-11-20 02:10:27 | odpowiedz | zgłoś
Wiesz Kruk, ludzie po prostu z czasem uczą się grać i zaczynają wiedzieć jak osiągnąć lepsze brzmienie... Takie jak pewnie chcieli osiągnąć zawsze, ale byli zbyt kiepscy.. ot cała tajemnica.

Rozumiem, że te brudy, brak selektywności, łomot i warczenie z którego nic nie idzie zrozumieć, bywają niektórym potrzebne - sam miałem takie okresy, gdzieś tam w szkole średniej i początku studiów.

Nawiasem mówiąc muszę sobie posłuchać tej operetki Satyriconu, skoro piszesz, że chujnia jest duża szansa, że będzie ok:)
re: Krisiun "Forged In Fury"
Tomek777 (gość, IP: 79.190.119.*), 2015-10-23 11:37:14 | odpowiedz | zgłoś
Świetny album. Kawał potężnego i walcowatego brzmienia. Szkoda, że takiego efektu nie osiągnął Soulfly na "Archangel", którego to ostatnia płyta jest totalnie przytłumiona. Słuchając jej, mam wrażenie że ktoś nałożył na nią jakiś zabójczy filtr. Wszystkie instrumenty są zbytnio zbite i przez to niezbyt czytelne. Tutaj natomiast jest jeden wielki monolit dźwiękowy, a mimo to każdy instrument jest idealnie rozstawiony. Nic się nie gubi i nie ucieka. No i jeszcze te rewelacyjnie wyeksponowane sola gitarowe, coś czego brakuje właśnie na "Archeangel". Jakieś tam są, ale taki wirtuoz jak Marc Rizzo powinien się bardziej postarać. Chociaż też podejrzewam, że Max maczał w tym palce, zbytnio stopując Marca. W końcu to on tam jest generałem. Na szczęście Krisiun wydał "Forged in Fury". I jest kozak.
re: Krisiun "Forged In Fury"
elmo 256 (gość, IP: 188.167.61.*), 2015-10-22 23:35:31 | odpowiedz | zgłoś
"Cywlizowanie muzyki" to powszechna cecha u starzejących się kapel death metalowych. Myślę, że z wiekiem gaśnie trochę młodzieńczy pęd do bycia najszybszym na świecie, muzykom wydaje się, że nauczyli się już obsługiwać instrumenty i generalnie zaczynają prościej, przejrzyściej, a w piosenkach zamiast 20 riffów są 3. Ja wolałem jednak to pierowtne i dzikie podejście, bo to wyróżniało ekstremalny metal od muzyki typu zwrotka-refren. Takie cywilizowanie wychodzi raz z lepszym skutkiem - Vader (też dużo nawiązań do thrashu), Krisiun, albo dużo gorszym - Kataklysm (niesamowite pierwsze płyty) i Deicide.
re: Krisiun "Forged In Fury"
universal_soul (gość, IP: 81.187.190.*), 2015-11-20 02:01:25 | odpowiedz | zgłoś
starzenie i gaśnięcie czegoś tam to jedno z możliwych wytłumaczeń... Inne, bardziej bliskie prawdy jest takie, że wyrośli ze swoich ortopedycznych butów, nauczyli grać na instrumntach i zaczęli eksperymentować z brzmieniem. Dzięki temu zamiast łomotu maskującego brak wyobraźni powstaje czasem dobra płyta.
Nie jestem wielkim fanem Kirsiun, ale to lepsze niż cokolwiek od nich wcześniej słyszałem.
re: Krisiun "Forged In Fury"
Verghityax (wyślij pw), 2015-10-21 21:27:09 | odpowiedz | zgłoś
bardzo dobry album, wkręca się od pierwszego przesłuchania.
re: Krisiun "Forged In Fury"
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2015-10-21 20:42:15 | odpowiedz | zgłoś
Nowa Krysia nie tak dobra jak nowe Nile czy Hate Eternal, ale rzeczywiście niezła.
re: Krisiun "Forged In Fury"
RippR
RippR (wyślij pw), 2015-10-21 19:14:34 | odpowiedz | zgłoś
Pierwszy plus mój:). Lubię budowanie mostów między death i thrash, spotkania agresji z precyzją i selektywnością, dlatego bardzo odpowiada mi nowy Krisiun. Poprzedni zresztą też.