zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Megadeth "TH1RT3EN"

13.11.2011  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Megadeth
Tytuł płyty: "TH1RT3EN"
Utwory: Sudden Death; Public Enemy No. 1; Whose Life (Is It Anyways?); We the People; Guns, Drugs, & Money; Never Dead; New World Order; Fast Lane; Black Swan; Wrecker; Millennium of the Blind; Deadly Nightshade; 13
Wykonawcy: Dave Mustaine - wokal, gitara; Chris Broderick - gitara; David Ellefson - gitara basowa; Shawn Drover - instrumenty perkusyjne
Premiera: 1.11.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Prawdziwy recenzent to z definicji okaz przeluja. Jest twardy niczym jaja goryla. Nie ma ulubionych zespołów, a nawet jeśli ma, to o tym nie napisze. Przecież to takie kurwa nieprofesjonalne. W takich sytuacjach cieszę się, że nie jestem zawodowym recenzentem i nie muszę się martwić o "pijar", czy że Redaktor Naczelna nie obstawi mi cyców na czole. Mogę napisać, co niniejszym czynię, że jestem oddanym fanem Megadeth od ponad 20 lat i przysłowiowy "chuj". Zawsze stawiam się regularnie w sklepie, by zakupić nową płytę, jeżdżę na koncerty, mam wszystkie wydawnictwa - na kasetach, na winylu, na cd, zremasterowane, bootlegi, ciuchy, znaczki, naklejki, flagi, skarpety, starego kondoma, a nawet egzemplarz pornola wydanego ponoć przez firmę Nicka Menzy po odejściu z Deth. Naprawdę też kocham Dave'a Mustaine'a, do tego stopnia, że często oszukuję sam siebie i pozwalam mu bezwstydnie obdzierać się z kasy i robić w wała ile wlezie. Łykam każdą składankę, best of, box, koncertówkę czy vhs i dividuo. Jestem z nim i teraz, przy premierze 13. pełnego krążka w karierze, zatytułowanego "Th1rt3en", który może zwiastować koniec kariery Megadeth. Grafika zdobiąca nowy album mówi sama za siebie. Wewnątrz symbole wszystkich płyt Megadeth, na tyłach pogrzeb Vica Rattleheada - choć trzeba uważać, bo Dave tym razem znów trochę oszukuje, lecz robi to na tyle klasowo i przekonująco, że jak stara dobra dupa z francuskiego pocieracza spijam słodkie metalowe kłamstwa, jakie gość znów jęczy mi do ucha.

O tym oszukiwaniu to może później, tzn. ok. 23:00, bo dzieci czytają (taki żart, jakby ktoś nie zajarzył), ale nie sposób ująć rzeczy inaczej niż że Mustaine kontynuuje zwycięski pochód rezurekcyjny swojej twórczości, zapoczątkowany gdzieś na "The System Has Failed". Nie chodzi bynajmniej o to, że nagrywa kolejną odsłonę "RIP" czy że powrót Dżuniora na bas rok czy dwa lata temu, jakoś wybitnie wpłynął na muzykę Megadeth. Już od świetnej, nie wiedzieć czemu zlanej przez komentujących na tych łamach moczem, "Endgame" Mustaine zdaje się pozostawiać za sobą kompleks Metalliki i skupiać na tworzeniu świetnych, niewymuszonych kompozycji.

Pierwsze, co na "Th1rt3en" rzuca się w uszy, to to, że Megadeth może nie zdecydowanie, ale jednak zwalnia w porównaniu z poprzednim krążkiem. To wciąż kanonady riffów, mam jednak wrażenie, że większy nacisk postawiony jest tutaj na jako taki groove niż rytmiczno - solówkowe ściganie się ze światłem. Już na samym początku "Sudden Death" uderzają marszowe rytmy i schizofreniczne, prujące bebechy popisy żywcem zdjęte ze stareńkiego "Devil's Island", przechodzące, co ciekawe, całkiem płynnie w melodyjne części, której "Youthanasia" czy "TSHF" by się nie powstydziły. Choć mamy tutaj od chuja wymiatań Brodericka i jego starszego rudego kolegi, to jednak tak sprytnie wplecionych w kompozycję, że nie dają efektu przesytu, tylko jak zwykle zawstydzają wszystkich, którym wydaje się, że coś tam na gitarze zagrać potrafią. "Public Enemy No. 1" to już pierwsze drobne kłamstewka, w postaci drugiej części otwierającego riffu sprytnie przearanżowanego z pamiętnej megadethowej wersji "Problems", zamieszczonej swego czasu na "Hidden Treasures", przelatujące płynnie w galopujące patenty w typie "Tears In A Vial" ("The System Has Failed"), czyli miesza się tutaj trochę zadziornej, punkowej melodyki i "the trooperowe" naganianie. Choć piosenka całkiem to przyjemna, to jednak nie niosąca ze sobą jakichś specjalnie wysokich doznań. Co innego "We The People", którego nośny refren wynosi go na jeden z najbardziej przebojowych fragmentów płyty, to jednak co czyni go wyjątkowym, to rewelacyjne solo i pozornie nie wnoszące nic do stawki drugoplanowe, parosekundowe oniryczne wręcz wstawki gitarowe, przytłumione echem zmodulowanego głosu Rudego.

Dla ludzi pragnących miazgi jest "Guns Drugs And Money", ciężarem i średnim tempem skupiając się bardziej na metodycznym punktowaniu gęby, niż rozjeżdżaniu widzów Formułą 1. Parę sekund młynka gitary Dave'a, nieco psychotyczna melodyka - niby nic, a zęby w glebie. Z kolei "Never Dead" to w połowie powtórka z "Head Crushera" pilotującego "Endgame", ale o jego sile stanowi jednak wyciszone, nieco pojechane wejście pluskającej struny. Świetnie wypada także "Fast Lane" z gitarą puszczoną niczym w metalowej rurze i wykurwistym riffem, złożonością przypominającym to, co swego czasu działo się na takiej płycie, jak "So Far...", a wolnej partii jadącym na kilometr "Wake Up Dead". Jest to także ostatnim przystanek przed wielką ściemą.

Już przy okazji "United Abominations" z 2007 r. zastanawiałem się głośno na chuj komu nagrywanie nowej wersji "A Tout Le Monde" i zamieszczanie go jako regularny numer na nowym krążku. Tym razem Mustaine na spółę z producentem Johnnym K. chyba jednak trochę przegięli, "nibyprzerabiając" aż trzy piosenki z bardziej lub mniej zamierzchłej przeszłości. Może ponowne wstawienie jako regularnych numerów "Millenium Of The Blind", "New World Order" i "Black Swan" ma dać do myślenia młodszym fanom, bo co na ten przykład mnie mogą one obchodzić? Mam "Hidden Treasures", mam remastery z 2004 r., gdzie powielono to jako bonusy, a te wersje z najnowszej "13" nie różnią się od oryginałów w zasadzie niczym konkretnym. Praktycznie ta sama kompozycja, tutaj dodane solo, tam jakiś tekst, stęknięcie, och, ach i tyle. Mimo iż wpasowują się w "Th1rt3en" doskonale, to jednak stanowią dla ich twórcy ryzyko, że ktoś znowu nada mu od Fredów czy też zwyczajnych rabusiów żerujących na oddaniu fanów.

Całe szczęście epilog tej płyty w postaci "Deadly Inside", z główną zagrywką zajebaną Matallicatsom z "Broken Beat And Scarred", oraz cudownej, nieco danzigowej ballady tytułowej, rekompensuje w pełni to lekkie uczucie goryczy, które rzeczone wcześniej pozostawią w ustach wszystkich prawdziwych fanów Megadeth, którzy zwyczajnie mogą poczuć się wydymani.

Mimo tych zarzutów śmiało stwierdzę, że na "13" zabrakło słabych momentów. W pewnym sensie to płyta lepsza od "Endgame", bo nie skoncentrowana tylko i wyłącznie na ciągłym udowadnianiu, kto jest najszybszym gitarzystą na świecie i że można 400 solówek zmieścić w 4 minutach kawałka, a i tak to Broderickowi za mało. Tamtej płycie dałem dziesiątkę, a choć "Th1rt3en" słucha się o wiele swobodniej, bo jest na niej więcej świeżości i powietrza otulających ograne lata temu patenty, obniżam ocenę z uwagi na nieuczciwość programową materiału. Wolałbym dostać cd później, ale z zupełnie nowymi kawałkami. Co z tego, że taki "Black Swan" rewelacyjnie jedzie Black Sabbath, skoro już w 2007 r. miałem go na bonusie do "United Abominations". Nie róbmy jaj Panie Mustaine, czyżby Ulrich czymś zaraził na wspólnej trasie?

Przeczytaj recenzję autorstwa Mateusza Libera.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Megadeth "TH1RT3EN"
boleń (gość, IP: 77.237.16.*), 2012-01-24 21:18:51 | odpowiedz | zgłoś
ja nie wiem co jest swietnego w solowkach brodericka; facet umie zagrac wszystko z predkoscia swiatla, pewnie zagralby te swoje popisowki nawet jedna reka ale nie o to chodzi; kazdy z dotychczasowych gitarzystow megadeth jakos zaznaczal swoja indywidualnosc, ciekawie uzupelnial agresywny i troche chaotyczny styl rudego.. i to stanowilo o sukcesie tego zepsolu(poza swietnymi kompozycjami); czy to byly jazzowe wstawki polanda czy niesamowita inwencja melodyczna friedmana wyksztalcona na jego inspiracjach muzyka klasyczna; nawet taki pitrelli choc wiele nie pogral ujal mnie lekkim, troche rozimprowizowanym stylem; a po grze brodericka zostaje wielka pustka w glowie, ten facet to tylko masa rzemiosla; a pisze to wszystko bo jego obecnosc w megadeth pozbawia ten zespol dawnej wyrazistosci; teraz na dobra sprawe to jest rudy i trzech akompaniatorow; potrzeba kogos kto wybije sie na tle dominujacej osobowosci rudzielca, jakos zaznaczy swoja indywidualnosc tak zeby ten zespol znow przypominal kolektyw a nie jakis polsolowy projekt mustaine'a; duzo obiecywalem sobie po powrocie ellefsona ale ten w sumie dubluje tylko linie gitar; mysle ze gdyby rudy znow zatrudnil polanda do nagrania solowek wyszloby znacznie lepiej; i dawac menze albo degrasso na bebny to ten zepsol znow zmiazdzy, na razie jest tylko dobrze ale dla mnie ten sklad nie ma potencjalu
??????
universal_soul (gość, IP: 89.242.90.*), 2011-11-17 20:06:29 | odpowiedz | zgłoś
Tak to z reguły jest kiedy ktoś rzuci perły przed wieprze....
Dla mnie to najlepsza płyta od czasów Youthanasia. Takich płyt dzisiaj się już nie robi..... Wypolerowane brzmienie? Może i tak - ale nie pamiętam już kiedy słyszałem płytę z tak 'szyjącymi' gitarami. do tego te sola - czysty majstersztyk, choć ktoś inny mógłby w końcu zacząć recenzować płyty genialne, ktoś kto to odróżni od zalewu śmiecia
Bez szału, ale okej.
fghijk (gość, IP: 95.108.65.*), 2011-11-15 15:14:19 | odpowiedz | zgłoś
Też początkowo byłem rozczarowany, że to nie drugie ,,Endgame". Ale po większej liczbie przesłuchań uważam, że płytka, choć nie tak dobra jak poprzednia, daje w miarę radę. Wkurzają oczywiście stare kawałki umieszczone tu, nie wiadomo po co. Końcówka albumu słabsza. Najfajniejszy chyba ,,We the People".
Riff z ,,Broken, Beat & Scarred"! Właśnie nie mogłem skojarzyć, gdzie już go słyszałem!:)
7,5/10
Jutro lecę do sklepu po The 13th!
Castor Troy
Castor Troy (wyślij pw), 2011-11-14 22:25:57 | odpowiedz | zgłoś
Cześć,

Po recenzji i paru "kontrach" od innych na łamach rockmetal.pl, lecę jutro do MM po moją The 13th. Rudego lubię, może nie przepadam ale odkąd osłyszałem RIP, to gdzieś tam zawsze "uważam" na Megadeth i tym razem też oblukam, co tam chłopaki nagrali. :) Dam reckę, jak przesłucham.
no cóż
quentol (gość, IP: 85.222.86.*), 2011-11-14 17:47:01 | odpowiedz | zgłoś
autor cierpi niestety na spory kompleks Metalliki... a co do Megadethu - po 2 przesłuchaniach ciężko mi coś powiedziec na 100% , ale wrażenia sa pozytywne :)
Dobra trzynastka
rolu
rolu (wyślij pw), 2011-11-14 15:04:57 | odpowiedz | zgłoś
Po pierwszym przesłuchaniu byłem rozczarowany, że nie jest to Endgame 2. Teraz z każdym kolejnym przesłuchaniem 13 wchodzi mi coraz lepiej. Rudy nie rozmienia się na drobne i bije swoimi nowymi wydawnictwami wszystko co Meta wydała po 1988. Jedyne co mi się nie podoba na tej płycie to układ utworów: na początku same killery a później napięcie opada. Poza tym duży pozytyw.
dobry żart
pik (gość, IP: 83.31.190.*), 2011-11-14 16:15:36 | odpowiedz | zgłoś
''Rudy nie rozmienia się na drobne i bije swoimi nowymi wydawnictwami wszystko co Meta wydała po 1988.''

w końcu sie usmiechnąlem w ten -cholerny- poniedziałek hehe. niemniej może nie tak dobry jak 'czarny album', ale bardzo spoko krążek, jak dla mnie o wiele lepszy od endgame
re: dobry żart
rolu
rolu (wyślij pw), 2011-11-14 21:59:41 | odpowiedz | zgłoś
Co by nie powiedzieć: 13tka śmierdzi o wiele bardziej thrashem od czarnej Mety a o kolejnych "dziełach" Jamesa i spółki nawet nie wspominam:) Dla mnie Metallica zgubiła się totalnie po "...and Justice" i od tego czasu nie potrafi się odnaleźć. Próbują, próbują i nie za bardzo im to wychodzi. A inne thrashowe legendy udowadniają, że w XXI wieku można brzmieć jak za dobrych lat 80-tych. Przykłady? Overkill - Ironbound, Exodus - Exhibit A i B, Megadeth - Endgame. I tu 13tki nie wymienię bo latami 80tymi ona nie pachnie tylko nowoczesnością. Ale o wiele bardziej przyswajalną od tego co nagrywają teraz w Metallice (chociaż DM w wersji z Guitar Hero brzmi fajnie i lubię go czasem posłuchać, "projekt poboczny" - Lulu przemilczę). Amen:)
re: dobry żart
pik (gość, IP: 95.49.180.*), 2011-11-15 19:04:05 | odpowiedz | zgłoś
daj boże ażeby zespoly tak sie gubiły jak meta nagrywając czarny album ;) że nie wspomnę o brzmieniu tej płyty.. co prawda nie śmierdzi to wszystko zbyt trashem ale te 'zwykle' piosenki maja to coś, że ciągle wracam- co jakis czas- do tego krążka, mimo juz 20 lat obcowania z ta muzą. no ale mniejsza z tym.
a 13stka coraz bardziej mi sie podoba, i być może wkrótce zacznie szturmować- od dawna zarośnięte pajęczyną- podium moich ulubionych albumów megadeth czyli: 1.CTE 2.Youthanasia 3.RIP
re: dobry żart
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-11-15 19:33:00 | odpowiedz | zgłoś
To już naprawdę jakaś obiegowa zaraza z tym CTE - Skin O' My Teeth, Psychotron (i to w wersji demo) i najlepszy na świecie, prujący dupę "Ashes In Your Mouth" - reszta mnie absolutnie nie bierze. Nienawidzę brzmienia tej płyty. Selektywne ale wypolerowane do bólu, bez jebnięcia. O wiele lepiej to wszystko brzmi w wersjach live. Dla mnie najlepszą płytą Megadeth pozostanie na wieki SFSGSW - brudna, potężna, chamska, połamana, zwariowana. Płyty RIP, Youthanasia i CTE to już pójście Dave'a na lekki kompromis, szukanie piosenkowości we własnym repertuarze. Fakt, fajowo się słucha, ale brak dawnych wariactw obniża ciśnienie.