zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 18 kwietnia 2024

recenzja: Beyond Twilight "Section X"

16.04.2011  autor: tjarb
okładka płyty
Nazwa zespołu: Beyond Twilight
Tytuł płyty: "Section X"
Utwory: Be Careful It's My Head Too; The Path Of Darkness; Shadow Self; Sleeping Beauty; The Dark Side; Portrait F In Dark Waters; Ecstasy Arise; Section X
Wykonawcy: Finn Zierler - instrumenty klawiszowe; Kelly Sundown Carpenter - wokal; Jacob Hansen - gitara; Anders Ericson Kragh - gitara; Anders "Devillian" Lindgren - gitara basowa; Tomas Freden - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Massacre Records
Premiera: 2005
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Z Beyond Twilight jest pewien problem. Grupa zbudowana na bazie powermetalowej formacji Twilight nagrała w 2001 roku album, który z miejsca dołączył do klasyki gatunku jako jeden z najwybitniejszych. W dodatku naprawdę oryginalnych, bez tak często zarzucanego nowym progmetalowym kapelom wzorowania się na Dream Theater czy Fates Warning. Jednocześnie jednak jest ona prawie nieznana poza wąskim gronem miłośników nurtu, z wyłączeniem fanów Jorna Lande, który - nie tylko moim zdaniem - właśnie na "The Devil's Hall Of Fame" pokazał pełnię swojego wokalnego talentu. Wydanej cztery lata później płycie "Section X" towarzyszyły dwie wątpliwości. Nie tylko, czy zespół będzie w stanie powtórzyć (głównie artystyczny) sukces genialnego debiutu, ale również, czy nowy wokalista sprosta legendzie wielkiego poprzednika. Został nim bowiem praktycznie nieznany Kelly Sundown Carpenter z zespołu Outworld.

Rzut oka na ocenę albumu sugeruje od razu, że nie mamy do czynienia z arcydziełem. Moim zdaniem "Section X" jest wyraźnie słabszy od "The Devil's Hall Of Fame". Kompozycje są jak dla mnie nieco przekombinowane, zbyt ciężkie i szybkie, jak na kapelę, której głównym atutem jest Finn Zierler - klawiszowiec bazujący przede wszystkim na znakomitych pomysłach, a nie wirtuozerii. Paradoksalnie zarzutem jest tu po prostu większa zawartość progmetalu w progmetalu, który wyparł bliższe hard rockowi brzmienie debiutu. Do tego brakuje tu równie udanych melodii wpadających w ucho tak szybko i skutecznie. Żaden z utworów nie próbuje nawet zbliżyć się do geniuszu "Crying", uznawanego w pewnych kręgach za najbardziej seksowny kawałek w historii gatunku. I jeszcze jeden zarzut. Gdzieś uleciał teatralny wręcz rozmach poprzedniego konceptu. O ile w przypadku poprzedniczki przez cały czas pamięta się, że mamy do czynienia z barwną opowieścią, w czym bardzo pomagała specyficzna budowa kompozycji, tutaj ich epicki wymiar schodzi trochę na plan dalszy, choć sytuację ratują utwory "Sleeping Beauty" i "The Dark Side".

Z drugiej strony płyta wciąż bije na głowę większość wewnątrzgatunkowej konkurencji z połowy ubiegłej dekady i zdecydowanie warto jej posłuchać. Pozostał charakterystyczny, upiorny klimat. Muzycy nie zapomnieli, jak grać na swoich instrumentach, a całości słucha się bez znużenia, szczególnie jeśli przeplata się przesłuchania albumu z debiutem - oba znakomicie brzmią jeden po drugim i świetnie się uzupełniają. Warto wyróżnić "The Path Of Darkness" - pierwszy utwór na płycie, jeśli nie liczyć wprowadzającego w koncept "Be Careful It's My Head Too" (tym razem bohaterem jest szalony naukowiec, eksperymentujący z mózgiem własnego klona). Razem z nieco kabaretowym, porównywanym czasem do twórczości Kamelot "Sleeping Beauty" najbardziej nawiązują do klimatu i klasy poprzedniej płyty zespołu. Z kolei nowe wydanie Beyond Twilight najciekawiej prezentuje się w "Ecstasy Arise", gdzie udało się połączyć ostre brzmienie ze świetną melodyką, przez co kawałka słucha się z nieskrywaną przyjemnością. Miłym odpoczynkiem od najostrzejszego na płycie "The Dark Side" jest liryczna, instrumentalna miniaturka "Portrait F In Dark Waters".

Słowa pochwały niewątpliwie należą się wokaliście. Można oczywiście zarzucać Carpenterowi, że stara się podrabiać Lande, ale biorąc pod uwagę, że właśnie taki wokal najbardziej pasuje do muzyki Beyond Twilight, nie jest to żadna ujma. Jego wyższy, bardziej powermetalowy głos idealnie wkomponował się też w mocniejsze brzmienie "Section X". Złego słowa nie można również powiedzieć o wioślarzu - Andersie Ericsonie Kraghu, kiedy już człowiek najzwyczajniej przyzwyczai się, że ma on tu do powiedzenia więcej, niż poprzednio. Zresztą wciąż trudno posądzić Beyond Twilight o przeładowanie kompozycji instrumentalnymi popisami.

Podsumowanie? Cóż, nie zawsze da się stworzyć arcydzieło. Warto jednak uznać prawo Beyond Twilight do muzycznych poszukiwań, tym bardziej że "Section X" to naprawdę zacny album. Szczególnie w porównaniu z koszmarnym "For The Love Of Art And The Making", który pojawił się w sklepach zaledwie rok później.

Komentarze
Dodaj komentarz »