zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 19 kwietnia 2024

recenzja: Fear Factory "Soul of a New Machine"

8.10.1999  autor: Beastorizer
okładka płyty
Nazwa zespołu: Fear Factory
Tytuł płyty: "Soul of a New Machine"
Utwory: Martyr; Leechmaster; Scapegoat; Crisis; Crash test; Flesh hold; Lifeblind; Scumgrief; Natividad; Big God/Raped Souls; Arise Above Oppression; Self Immolation; Suffer Age; W.O.E.; Desecrate; Escape Confusion; Manipulation
Wydawcy: Metal Mind Productions, Roadrunner Records
Premiera: 1993
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Fear Factory to zespół znany. Popularność na skalę światową zyskał dzięki albumowi "Demanufacture". Był to drugi album zespołu. Mało osób zna natomiast ich debiut, album za który pokochali ich fani brutalniejszej muzy. Muzy, która jest w dodatku oryginalna ponad wszystko! Ja sam niedawno kupiłem sobie "Soul..." i teraz się nim podniecam. Stwierdziłem, że jest to album tak dobry, że trzeba się wrażeniami z kimś podzielić...

Zaczyna się fajnie, ale... przez pięć sekund. Potem mamy jakieś disco moolskie pizd pizd i gadkę Burtona. Na szczęście drugiego takiego fragmentu na albumie nie znalazłem. Wejście "właściwej" muzyki powoduje pojawienie się wyrazu zdziwienia na mojej twarzy i pytanie: to jest Fear Factory? Trochę brutalniejsze! Uwagę zwracają przede wszystkim czyste wokale. Nie są to jednak wokale, jakie znajdziecie na ostatnich płytach Therion, o nie! Są chore, psychodeliczne i nieokiełznane, mimo tego wciąż jeszcze czyste. Oczywiście wszyscy, którzy znają Fear Factory wiedzą, że oni zawsze korzystali z usług automatu perkusyjnego. Tutaj też go nie brakuje. Muzycznie trochę Morbid Angel, trochę Suffocation z "Breeding the Spawn", trójeczka Monstrosity też siedzi w tych klimatach. Ale do tego wszystkiego dodana jest potężna doza oryginalności! Śpiew, o którym już pisałem, kontrastuje z potężnymi, potężnie nastrojonymi przez potężnego gościa gitarami :) Muzyka wytwarza taką atmosferę, jakiej nigdy nie doznaliście oglądając, czy słuchając czegokolwiek. Tego się nie da skopiować! Oczywiście każdy utwór jest inny na swój sposób. W jednym jest więcej growli, w drugim mniej. Tutaj cudna siekierezada, tam nie katują aż tak automatu (jeśli automat da się skatować). Przejdźmy jednak do opisu poszczególnych utworów...

O "Martyr" już było, następny jest "Leechmaster". Utwór zaczyna się jak jakieś Monstrosity albo Suffocation, jednak takie wrażenie opuszcza nas, kiedy z głośników zaczyna rozbrzmiewać refren. Melodyjny wokal, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że industrialny (industrialny wokal - tego jeszcze nie było). W "Scapegoat" mamy zajebisty melodyjny refren. W "Crisis" jest chwila na posłuchanie urywków z filmu, który się zaciął po "motherfucker" i słuchamy go kilka razy :) W tym utworze uwagę należy zwrócić na pesymistyczny klimat, jaki stwarza refren. W "Crushtest" mamy kolejne intro, nawet można powiedzieć: kolejne zajebiste intro! A dalej grają równie zajebiście! Najlepszy utwór z płyty! Kojarzy mi się z Morbid Angel z "Domination" i Cannibal Corpse z "Gallery of Suicide". Naprawdę świetny utwór. Potem krótka przerwa i kolejne intro - "Natividad" zaczyna walić po moich bębenkach. Coś spada na ziemię i fajnie przy tym dudni. W "Big God/Raped Souls" mamy doskonały efekt zmieszania czystych wokali z growlem. Potem najbrutalniejszy fragment tego albumu daje się we znaki sąsiadom, "Arise Above Oppression" faktycznie wprawiło mnie w nie lada opresję. Potem numer strasznie dziwny. Tu już nie ma czystych wokali, nastrój płyty stopniowo przechodzi w znany z końcówek filmów sensacyjnych. Coraz bardziej nerwowa atmosfera, napięcie rośnie z każdym brzdęknięciem basu (zajebiste brzmienie - to tak przy okazji). Perkusja jednak nie rozpędza się do granic możliwości automatu, o nie! Oni potrafią wytworzyć klimat bez bezproduktywnego napierdalania. Im wystarczy stałe tempo, bez większych kombinacji. "Self Immolation" zaczyna się jak jakieś intro chorych aniołów (to przez czyste wokale w tle). A potem jak nie przy...sadzi! Brutalny Death Metal to nie obcy im gatunek! W refrenie dochodzi przesterowany wokal, który wraz z normalnym przesterowanym growlem :) wytwarza nalot Grindcore'a. Utwór potwierdza moją teorię: im dalej tym mniej kompromisów i czystych wokali. "Suffer Age" stylem przypomina mi jakiś zespół, nie niestety pamiętam jaki. Ta wątpliwość dręczy mnie wybitnie ostatnimi dniami. Trochę bezcelowy utwór, ale powracają czyste wokale! Kawałek zrobiony lekko na siłę. Jednak pojawia się w nim charakterystyczna dla tego albumu polirytmia, człowiek od razu zapomina o wszystkich wadach utworu i wsłuchuje się w te piekielne dźwięki. Po raz kolejny zaznaczę: skojarzenia, jakie towarzyszą takim polirytmiom, to "Domination" Morbid Angela. Znaleźć tam można właśnie takie zagrywki. Ale już kolejna sieka dobiega z głośników. Wycofuję zdanie, które powiedziałem "x" zdań temu. To jest dopiero brutalność! Nastrój - na jeszcze lepszy - natychmiastowo poprawia grindowy wokal w pogłosie tego standardowego, achhh rodzime klimaty! Ale zwolnienie obniża końcową ocenę. "W.O.E." - to tytuł tego kawałka. W środku bas daje się we znaki, a po nim pojawiają się patenty kojarzące się z niektórymi momentami z "Covenant" Morbid Angela. Kto grał w kultową PC'tową przygodówkę pod tytułem "Alone in the Dark"? "Desecrate" właśnie początkowo (czysta gitara) ociera się o ten klimat. Potem ten sam motyw, ale stopniowo wspierany coraz to brutalniejszymi instrumentami, po to tylko, żeby znowu udowodnić nam, jak mocno potrafią człowieka trafić. Refren trochę Monstrosity z "Imperial Doom" z tym, że Burton jakby... rapuje. Wypowiada w równych odstępach teksty. Zaraz potem znów ta cudowna polirytmia. Jakieś dwadzieścia sekund dalej mamy zwolnienie i czysty wokal. Ta partia jednak mi się nie podoba. Za to dalej idzie jak Morbid Angel. I znów motyw z początku, zapomniany już przez nas, dzięki zalewowi innych w tym utworze. "Manipulation" to sieka. Pojawiają się takie charakterystyczne dla Hardcore/Punk sprzężenia. Potem tempo nie jest już tak szybkie, nie zmniejsza to jednak wrażenia brutalności. Te charakterystyczne aż do dziś zrywy zawsze były mocnym punktem zespołu. Oczywiście tradycyjnie znów Morbid Angel daje się chłopakom we znaki. Uwagę powinniśmy też zwrócić na ciekawie zaprogramowane talerze.

No i koniec albumu. :( Co na koniec? Na pewno jest to album, jakich nie ma wiele. Brzmienie zajebiste, muzyka też :). W tym momencie nie jestem w stanie podać powodu, dla którego mielibyście tego albumu nie kupić. To jest naprawdę cudowna sprawa. Tak oryginalnej muzy i przy tym tak zajebistej ze świecą szukać. "Demanufacture" przy tym wydawnictwie jest niczym! Ostatnio goście z Metal Mindu chyba ruszyli dupska, bo w sklepach widziałem sporo egzemplarzy "Soul of a New Machine". Szkoda, że tylko na kasetach. Naprawdę album wart może nie każdej, ale sporej forsy. Jeśli jednak sugerujecie się dosłownie moją oceną i myślicie, że jest to muza w stylu Morbid Angel, to srogo się zawiedziecie. To jest muzyka z otwartymi horyzontami, bez klapek na uszy. Fakt, inspirowana przez właśnie Morbid Angel (bardzo często przypomina "Domination", który wyszedł dopiero dwa lata później) i pierwszy album Monstrosity. Ale przede wszystkim to jest Fear Factory. I niech odwzorowaniem stanu emocjonalnego, w jakim znajduję się słuchając tej płyty będzie 9.

Komentarze
Dodaj komentarz »
urywki filmowe
Krasnal Adamu
Krasnal Adamu (wyślij pw), 2011-04-06 13:40:18 | odpowiedz | zgłoś
Ten zapętlony urywek jest z filmu "Apocalypse Now", a we wstawce jest jeszcze modlitwa z "Full Metal Jacket".

Mój ulubiony album FF.
Piękne czasy...
Ktoś tam (gość, IP: 88.156.0.*), 2011-04-06 13:13:31 | odpowiedz | zgłoś
W latach '90 połowa kapel undergroundowych zasuwała cover Scapegoat na próbach. Wiem, bo też do tej połowy należę :-) Wspaniała płyta, wtedy to było jak tchnienie świeżości w całym tym deathowym i grobowym klimacie. Koszulkę (oryginał!!!) mam do dziś. To już 18 lat...
Re.
ZeroDeath (wyślij pw), 2010-09-24 18:49:20 | odpowiedz | zgłoś
No z tym automatem perkusyjnym polemizowałbym, tak owszem na "Demo91" jest automat.