zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Opeth "Blackwater Park"

18.03.2001  autor: Arhaathu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Opeth
Tytuł płyty: "Blackwater Park"
Utwory: The Leper Affinity; Bleak; Harvest; The Drapery Falls; Birge For November; The Funeral Portrait; Patterns In The Ivy; Blackwater Park
Wykonawcy: Mikael Akerfeldt - gitara, wokal; Peter Lindgren - gitara; Martin Mendez - gitara basowa; Martin Lopez - instrumenty perkusyjne; Steven Wilson - wokal, pianino, gitara
Wydawcy: Music For Nations, Metal Mind Productions
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Kolejna płyta Opeth, kolejny powód dla którego warto żyć. Jestem pewien dwóch rzeczy. Po pierwsze - tej płyty trzeba wysłuchać przynajmniej 5-10 razy, aby w ogóle coś konkretnego o niej powiedzieć; po drugie - jest zdecydowanie lepsza od swojej poprzedniczki.

To są fakty. A potem już tylko znaki zapytania. Czy Opeth będzie grał tak samo za 10, 20 lat? I jak będzie wtedy wyglądała moja półka z płytami? ...bardzo dziwne pytania. Cholera, nie wiem jak będą wyglądały odpowiedzi na nie, ale jestem pewien, że będą na wspomaninej półce wszystkie płyty szerzej nieznanego zespołu ze Szwecji, który będzie grał jakiś dawno zapomniany gatunek muzyki, niezrozumiały przez ówczesną młodzież, brrrr... - nieprzyjemna wizja (hahaha i pisze to człowiek w czasach wszechobecnej B.S., "boskiego" E.I. i skandalizującego M.M., co za czasy); na szczęście znajdzie się jeszcze trochę ludzi rozumiejących, co chcę przekazać i o czym chcę napisać...

"Blackwater Park"... wydaje mi się, że od "Still Life" Opeth przestał tworzyć takie jednorodne płyty. W dramatach muzycznych, jakimi bez wątpienia są "Morningrise" i "My Arms...", każdy kolejny utwór jest kontynuacją poprzedniego, te płyty są całością zarówno od strony przekazu muzycznego, jak i tematu przewodniego. "Still Life" był albumem koncepcyjnym, ale tylko w warstwie tekstowej, natomiast "Blackwater Park" to osiem odrębnych, dopracowanych, dopieszczonych utworów, których spokojnie można słuchać oddzielnie. Prawie każdy taki utwór jest jakby miniaturką całej płyty.

Trochę żal wspaniałych "Morningrise" i "My Arms Your Hears". I nawet po moim zdaniem niezbyt udanej "Still Life", miałem spore obawy co do zawartości następnej płyty, które zaczęły się potwierdzać po pierwszym, drugim, trzecim przesłuchaniu. Ale następne rozwiały wątpliwości, jak wiatr zeschłe liście. Opeth jest WIELKI i taki pozostanie. Co będę ścierał długopis, posłuchajcie tylko "Bleak". Jakby mi ktoś powiedział, że ten utwór zmieni się w drugiej części w cudowną balladę, którą mógłby zagrać np. Red Hot Chilli Peppers, to... to pewnie znając Opeth wcale bym się nie zdziwił, hehehe. Tak, drugi numer na tej płycie jest wyjątkowy (dodam, że jest jeszcze na niej siedem wyjątkowych utworów). Uderzające jest to, jak ta muzyka zmienia nastrój, tak jakby nagle wyjść z bezwzględnej, dzikiej, przerażającej dżungli i znaleźć się na słonecznej, cichej polance... ale od początku.

Płyta zaczyna się właściwie typowo - to jest Opeth - to się rzuca w uszy, ryk Mikaela jest dość charakterystyczny, a uderzenia gitar na przemian z melodyjnymi partiami nie pozostawiają wątpliwości, tak gra tylko Opeth. To tak, jakby płynąc rwącym potokiem, obijając się o skały, umieć dostrzec piękno i ciszę wokół. Utwór kończy piękna, cicha partia fortepianu i przechodzimy do wspomnianego "Bleam". Pierwsza część mocno orientalna, przypomina się "Edenbeast" MDB, a potem gitary się nagle urywają i z głośników rozbrzmiewa piękna, słodka piosenka... no nie taka słodka, przesadziłem, w muzyce Opeth nie ma miejsca na sztuczność, nieszczerość, za to dużo jest bólu, uczucia i ponadczasowego piękna....

A my jesteśmy w najspokojniejszych miejscach na tej płycie, "Harvest" jest po prostu śliczną, refleksyjną piosenką; małe spostrzeżenie - Opeth grający w ten sposób jest ciągle tym samym zespołem, tak grają tylko oni, nawet jeśli używają tak "banalnych" środków wyrazu, jak gitara akustyczna i niezabrudzony wokal. Dalej "The Drapery Falls" - utwór pilotujący płytę, kiedy go pierwszy raz zapuściłem, nie mogłem przestać słuchać, zakochałem się w tych dźwiękach i wiedziałem, że ta płyta nie może być słaba. Muzyka płynie, głos Mikaela bardzo czysty (i tu mała uwaga: taki śpiew może mieć więcej siły w sobie niż niedźwiedzi ryk, którego tak dużo wylewa się z gardła Mikaela), nastrój sennego marzenia, w środku słychać mały ukłon w stronę King Crimson (tu i ówdzie na płycie słychać ich wpływy), a później ten ryk jakby z głębi dżungli, niepokojący, poza świadomością. "The Drapery Falls" odchodzi coraz ciszej i ciszej - kończy się pierwsza część płyty.

Dalszy ciąg jest już bardziej mroczny i agresywny, no cóż, Opeth to Opeth, a nie jakaś Metallica, czy inne Aerosmith. Choć muszę przyznać, że czasami zespół ociera się o kicz, niekiedy zaczynają już nużyć podobne do siebie agresywne riffy i growling Mikaela, i człowiek tylko czeka na tę melodyjną część utworu, ale to odczuwa się dopiero przy końcu płyty (być może trochę zbyt długiej... a tam, chyba za dużo marudzę). Na razie słyszymy wstęp do "Birge For November". Nie wiem, czy to jest mój ulubiony utwór, w każdym razie mógłby się znaleźć na moich ulubionych "Morningrise" i "My Arms Your Hears". To najmroczniejszy kawałek na płycie i jednocześnie najbardziej klimatyczny; głos Mikaela jakby jeszcze głębszy, pierwotny i te płynące gitary, jak w powolnym, przerażającym, nieuchronnym tańcu śmierci... ach gdyby ten klimat ciągnął się do końca, co to byłaby za płyta! Ale to tylko chwila, tak jak pięknie się zaczął, tak i pięknie, w ciszy i smutku odchodzi, szkoda, że to nie jest ostatni utwór (na szczęście zawsze można zmienić kolejność).

Im bliżej do końca płyty, tym bardziej muzyka staje się pełna desperacji, bólu, prawie nie ma miejsca na odpoczynek, jedynie przy przedostatnim utworze można złapać trochę powietrza, ale to tylko niecałe dwie minuty. Szkoda, że nie ma więcej na tej płycie takich "luźnych", rozmarzonych fragmentów... i znów marudzę, a płyta kręci się i kręci, chyba się zaciął przycisk "repeat", hehe...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Opeth "Blackwater Park"
starysłuchacz (gość, IP: 83.20.66.*), 2021-10-28 12:18:36 | odpowiedz | zgłoś
Przez tę cholerną epidemię przeoczyłem, że w marcu minęło 20 lat od wydania tego arcydzieła. Pod tą płytą już napisaliście Państwo wszystko. Nie mam nic do dodania, prawdziwa 10-ka na 10!!! Ave metal!!!
re: Opeth "Blackwater Park"
pik (gość, IP: 83.9.16.*), 2014-05-20 15:23:28 | odpowiedz | zgłoś
jak dla mnie (trochę) nudnawy album, zdecydowanie wolę MAYH a nawet Still Life od BP
re: Opeth "Blackwater Park"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-05-20 21:05:36 | odpowiedz | zgłoś
Blackwater Park jest konkretniejszy od Still Life
re: Opeth "Blackwater Park"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-05-19 20:45:21 | odpowiedz | zgłoś
To wspaniała płyta, nie ma nawet do czego porównanywać, jedynie można do innych dokonań zespołu.
re: Opeth "Blackwater Park"
Thrash Lover (gość, IP: 194.11.254.*), 2014-05-19 14:56:25 | odpowiedz | zgłoś
No nie wiem. Mi sie wydaje, ze Tiamatowe "Wildhoney" oraz "A Deeper Kind Of Slumber" byly duzo lepsze.
re: Opeth "Blackwater Park"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-05-19 19:41:22 | odpowiedz | zgłoś
Przecież Wildhoney, czy Clouds były nagrane dużo wcześniej niż Blackwater Park. Tiamat stworzył wtedy całkowicie nowatorskie płyty.
Opeth też nagrał wspaniałe dzieło. Ale Blackwater Park to kontynuacja już wcześniej znanego stylu, tyle, że moim zdaniem udała im się bardziej niż takie Still Life.
re: Opeth "Blackwater Park"
RadomirW (gość, IP: 89.75.151.*), 2014-05-19 21:25:12 | odpowiedz | zgłoś
Stylistycznie BP jest miksem dwóch wcześniejszych płyt, ale jako całość jest dużo od nich lepszy. My arms... jest jak dla mnie momentami zbyt monotonną łupanką, natomiast Still life jest przeprogresowany i trochę zbyt ciągnący się. BP idealnie łączy progresję z deathowym czadem, to obok Morningrise moim zdaniem najlepsza płyta Opetha.
re: Opeth "Blackwater Park"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-05-20 21:07:46 | odpowiedz | zgłoś
Zgadzam się, Morningrise i Blackwater Park królują w dyskografii Opeth.
re: Opeth "Blackwater Park"
bigelf (gość, IP: 109.154.202.*), 2014-05-19 12:22:33 | odpowiedz | zgłoś
W tamtym okresie nikt nie nagral nic bardziej wizjonerskiego 10/10