zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 23 kwietnia 2024

recenzja: Pain Of Salvation "Remedy Lane"

2.08.2002  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Pain Of Salvation
Tytuł płyty: "Remedy Lane"
Utwory: Of Two Beginnings; Ending Theme; Fandango; Trace of Blood; This Heart of Mine (I Pledge); Undertow; Rope Ends; Chain Sling; Dryad of the Woods; Thorn Clown (Japanese Bonus); Remedy Lane; Waking every God; Second Love; Beyond the Pale
Wykonawcy: Daniel Gildenlow - wokal, gitara; Johan Hallgren - gitara; Fredrik Hermansson - instrumenty klawiszowe; Kristoffer Gildenlow - gitara basowa; Johan Langell - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Inside Out
Premiera: 2002
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Właściwie od razu, gdy usłyszałem zespół Pain Of Salvation w akcji, wiedziałem, że to będzie jedna z moich ulubionych kapel. Bardzo oryginalny i łatwo rozpoznawalny styl, wspaniały wokalista, niesamowita umiejętność komponowania wspaniałych melodii, piękne teksty... Zalety długo można by tu wymieniać. Nic więc dziwnego, że na ich nową płytę czekałem niemal z takim samym utęsknieniemi, jak na nowy album Dream Theater. Teraz, po wielokrotnym przesłuchaniu, mogę bez żadnej przesady powiedzieć, że Daniel Gildenlow i spółka nagrali płytę wspaniałą - jak dla mnie znacznie lepszą niż "Entropia" oraz "Perfect Element". Wspaniałą?... No, to jednak nie do końca tak, gdyż "Remedy Lane" wypada raczej nazwać GENIALNĄ.

"Remedy Lane", jak jej poprzedniczka ("The Perfect Element"), opowiada o trudnych, skomplikowanych oraz dramatycznych ludzkich historiach i przeżyciach. Mamy tutaj trudne związki, złamane serca, stracone miłości, bolesne rozstania, lęk przed uczuciem, nadzieje i wszystko to, co "siedzi" w każdym człowieku. "Remedy Lane" jest swego rodzaju pseudo-concept albumem. "Pseudo" dlatego, że w przypadku części nagrań można się tu doszukać słów, wyraźnie wskazujących na miejsce akcji - Budapeszt ("Sziget Fest", "Deak Ter", "Hungarian Princess" i samo "Budapest"), a dodatkowo część nagrań można ze sobą powiązać, tworząc pewną historię. Kolejne piosenki nie tworzą tu jednak spójnej całości, jak np. "Metropolis pt. 2" Dreamów czy "Operation: Mindcrime" Queensryche. Jeśli natomiast chodzi o samą muzykę, to płyta ta jest zdecydowanie najłagodniejszą ze wszystkich, jakie do tej pory nagrali PoS. Najpełniej widoczna jest tutaj nieprawdopodobna wręcz umiejętność tworzenia przez zespół pięknych, ujmujących i porywających melodii. Oczywiście nie brak mocniejszych riffów oraz gwałtownych przyspieszeń, ale generalnie płyta jest utrzymana w dość spokojnych klimatach. Łagodnie pulsujący bas Kristoffera, ciekawa, wyważona perkusja, gitary jakby nieco w tle. Solówki wygrywane przez Hallgrena i Daniela to raczej pasja i uczucie, niż technika i szybkość. Tak samo w przypadku wokalu - Gildenlow znacznie częściej operuje swoim głosem w sposób bardzo subtelny niż agresywny. To, co się w tym wokalu nie zmieniło, jest jego piekielna wszechstronność i to, że ciągle głos Daniela dominuje, spaja w całość muzykę oraz znakomicie dopasowuje się do każdego właściwie fragmentu muzyki. "Właściwie" gdyż, tak jak na wcześniejszych płytach, tak i tu jest fragment, gdzie Daniel wykonuje jakiś dziwny pseudo-rap - konkretnie w "Beyond The Pale". Ale w porównaniu z jego genialną postawą na reszcie płyty jest to naprawdę nieistotne.

Album otwiera dwu i pół minutowy "Of Two Beginnings", po którym mamy "Ending Theme" - kompozycja z bardzo smutną linią melodyczną i znakomicie zaaranżowanym refrenem, najpierw wyśpiewanym bardzo nisko i niemal szeptem, a potem z wielką mocą. Druga część nagrania to spokojna monodeklamacja Daniela. Te dwie piosenki z pewnością można nazwać ciekawymi i dobrymi, ale jednak nie porażającymi. Za to potem z każdą chwilą jest lepiej i lepiej... "Fandango" rozpoczyna znakomite intro na basie. Kawałek ma niesamowicie zapadające w pamięć, punktujące partie klawiszowe i arytmiczny wokal. Numer cztery - "A Trace Of Blood" - to już kawałek bez wątpienia genialny. Dość ostry (jak na tę płytę) i bez wątpienia najbardziej dynamiczny. Ciągle zmieniające się nastroje, rytmika, cudowny bas, grający tu trochę jak trzecia gitara. Do tego niesamowicie dramatyczny tekst, rewelacyjnie zinterpretowany przez pana Gildenlowa. Świetne! Potem jest "This Heart Of Mine" - niesamowita, "kołysankowa" ballada ze znakomitym akustycznym "podkładem" gitarowym. Następne znakomite nagranie to "Undertow". Kolejne zwrotki zbudowane są wokół prostego, ale niezmiernie "wbijającego" się w ucho, motywu. Daniel śpiewa je coraz bardziej zdecydowanie i coraz ostrzej, a kolejne włączające się instrumenty powodują, że utwór nabiera mocy z każdą linijką. Następne na liście jest "Rope Ends". To relatywnie najcięższe nagranie na płycie, ze znakomitym riffem oraz mnóstwem zaskakujących zmian rytmu (świetna perkusja) i melodii. Świetna jest solówka Dawida z towarzyszeniem klawiszy. No i wstrząsający tekst - ""Over" she cries through rope ends and silk ties/ beautiful life escaping her young blue eyes". Następny wspaniały utwór to "Chain Sling", upiększony motywami folkowymi, które toczą walkę z ostrymi, metalowymi riffami. Potem jedna z prawdziwych perełek, nie tylko płyty, ale całej twórczości Painów - "Dryad Of The Woods". Porażająca uczuciem melodia, cudowne partie fortepianu, fantastyczna gitara, cudowna nastrojowość... Dla mnie jest to po prostu GENIALNE. Później mamy "Waking Every God", gdzie po raz kolejny uwidacznia się geniusz zespołu, jeśli chodzi o tworzenie rewelacyjnych melodii, a potem kolejna perła - "Second Love". Bez wątpienia jest to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających ballad, jakie kiedykolwiek słyszałem. Wspaniały tekst ("You came like the wind/ I couldn't defend/ You cut my heart so deeply/ The scars won't mend..."), cudowny motyw na gitarze i genialne pianino. Do tego wspaniały wokal Daniela, który śpiewa tak delikatnie i nastrojowo, jakby bał się spłoszyć ten niesamowicie subtelny nastrój. Plus króciutkie, ale rozdzierające solo na gitarze. Po prostu piękne. No i wreszcie kończące płytę "Beyond The Pale". Mroczne nagranie z ciężkim riffem gitarowym, pełnym złości i smutku wokalem Daniela oraz świetnymi partiami basu. Na końcu klimatyczna monodeklamacja, którą kończy wielokrotnie powtórzone, hipnotyzujące: "We will always much more human than we wish to be, We will always much...". Zakończenie godne całej, rewelacyjnej, płyty. Jeśli ktoś dokładnie się przyjrzał spisowi nagrań lub zna płytę, to zauważy, że pominąłem jeden, tytułowy utwór. Muszę przyznać, że długo się zastanawiałem, jaki też cel miał zespół w tym, żeby go umieścić na płycie. I nie udało mi się wymyślić. Futurystycznie brzmiące "Remedy Lane" nie tylko, że kompletnie nie pasuje do reszty płyty, ale jest po prostu słabe. Ale to jedyny, w dodatku tylko dwuminutowy, zgrzyt na tym rewelacyjnym albumie.

A poza tym jest po prostu pięknie i wspaniale. Płyta wciąga z siłą czarnej dziury i, co tu dużo pisać, dla mnie "Remedy Lane" to bardzo, bardzo poważny kandydat do płyty roku. W tym momencie bije nawet "Six Degrees Of Inner Turbulence" made by Dream Theater (a to moja ulubiona kapela!). Bo "Remedy Lane" to po prostu arcydzieło.

Komentarze
Dodaj komentarz »