zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Slayer "Repentless"

20.09.2015  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Slayer
Tytuł płyty: "Repentless"
Utwory: Delusions of Saviour; Repentless; Take Control; Vices; Cast the First Stone; When the Stillness Comes; Chasing Death; Implode; Piano Wire; Atrocity Vendor; You Against You; Pride in Prejudice
Wykonawcy: Tom Araya - wokal, gitara basowa; Kerry King - gitara; Gary Holt - gitara; Paul Bostaph - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 11.09.2015
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Historia znów zatacza koło. Nie przypuszczałem, że jeszcze za mojego żywota, no ale stało się. Paul Bostaph wrócił do Slayer. Chyba trzeci raz w karierze (wliczam krótką przerwę przed lub po "Undisputed Attitude"). Tak jest, podczas gdy ścierwojady ujadały nad ciepłą jeszcze mogiłą Jeffa Hannemana, rozwodząc się na temat zasadności kontynuowania działalności Slayera, pozbawionego naczelnego kompozytora i legendarnego riffologa, mnie bardziej elektryzowały informacje na temat tego, kto zasiądzie za beczkami Zabójcy po kolejnej rejteradzie Lombardo.

Perkusja w tym zespole to dla mnie stanowisko kluczowe. Po takich płytach, jak "Reign In Blood" czy zwłaszcza "South Of Heaven", w kontekście napierdalania w gary już mało co było w stanie mnie zadowolić. Gdy pierwszy raz zabrakło "Tej Drobnej Ikony" za zestawem, a Hanneman z Kingiem i Arayą stanęli na brzegu kryzysu (przecież cała planeta "waliła" w rytm bicia Dave'a), pojawił się Bostaph, a sukces "Divine Intervention" czy całkowicie obrywającego łeb "God Hates Us All", to w dużej mierze jego zasługa.

Z kolei o powstanie nowego "platera" Slayer, mimo śmierci Jeffa, byłem raczej spokojny. Z pewnością jeszcze kopy spadkowego materiału osierocone walały się po archiwum Kerry'ego, bez względu na to, jak bardzo by zaprzeczał ich istnieniu. Nie byłem za to pewien, kto tchnie w niego perkusyjne życie lub, jak kto woli, uratuje go tym razem. Wybór padł na Paula i dopiero w tym momencie zacząłem się podniecać. Od razu przez czapę przeleciały "Dittohead", "Warzone", "Disciple" czy "Exile", i już wiedziałem, że nowy krążek nie ma prawa nie wyjść. Jak nawet nie będzie genialny, to ciężarem zbliżony do miazgi "Boga Nienawidzącego (no przecież) Nas Wszystkich". No i sprawdziło się. Prawie dostałem, co zamawiałem. "Repentless" wprawdzie nowym "Divine Intervention", ani tym bardziej "GHUA", czy już w ogóle "Reign In Blood", nie jest, w przeważającej jednak części, jak na dzisiejsze zniewieściałe standardy - gniecie. Czy się to fanom Slayera z Hannemanem i Lombardo podoba, czy nie.

Zdjęty wiosennymi doniesieniami z obozu autorów płyty roku - czyli Paradise Lost - nawet nie zwróciłem uwagi na wałki premierowe, wypuszczane przez Slayer do sieci, za co wielkie dzięki dla Angoli. Uniknąłem całej tej męczącej dysputy w typie: jakie to "nudne, chujowe i do psa podobne", bo bez Hannemana. Nie żałuję, spałem dobrze, a "Repentless" już teraz po premierze przekonuje, że jest dobrą płytą, z tym że jako całość. Po kilkudziesięciu odsłuchach rzeczywiście nie odnajduję tutaj może killerów, ale łapię się na tym, że płyty za każdym razem słucham na jednym wdechu, bez ziewania, nerwowego przewijania, co więcej, ze dwa razy może nawet musiałem zmienić starcze pieluchomajty. Szczególnie przy szybszych, standardowych dla "Sleja" numerach, jak wpadający zaraz po złowieszczym intro "Delusions Of Saviour" - "Repentless" czy przegenialnej, motorycznej, drugiej części "Take Control", mocno osadzonego w kanonie wielbionej przeze mnie konwencji "God Hates Us All".

Materiał obfituje jednak w wiele wolniejszych, walcowatych momentów, czego też się spodziewałem, skoro - jak deklaruje producent - to płyta Kerry'ego Kinga. Wychodzi to raz lepiej raz gorzej. Taki "When Stillness Comes" bardzo mi na przykład leży. Wejście rodem ze "Spill The Blood" ("South Of Heaven") i genialne, desperackie porykiwania Tomasza Arayi robią z niego fajną, psychomakabreskę. Ale już dajmy na to "Cast The First Stone" nie robi podobnego wrażenia. Jest bo jest, ale tytułu raczej za dwa tygodnie nikt nie spamięta. Nie rozumiem też, co w zestawieniu robi znany od 5 lat z jakiegoś mini cd, jeszcze z sesji "World Painted Blood", lekko punkowy "Atrocity Vendor"? Może po prostu taka polityka, choć jakby odchudzić krążek o te dwie minutki, to chyba nic by się nie stało. Ale jest fajny, pasuje, a takie Megadeth też tak czyniło, choćby z "Black Swan", więc wstydu nie ma. Jako wielkiemu fanowi gęstych przejść Bostapha, Zabójcy słodzą mi jeszcze w "Pride in Prejudice". Sporo w nim klimatu z chyba najmniej znanego, najwolniejszego w historii kawałka Slayer, jakim był "Gemini" z coverowej "Undisputted Attitude". 666 kg ciężaru i te karabiny maszynowe werbla...

Wrażenie robi okładka. Od razu widać, że znów King patrzył na łapy malarzowi. On zawsze i wszędzie jest wkurwiony. Nie malarz, King ma się rozumieć. Nie wiem, czy w czasach, kiedy takie figury jak Kobieta z Brodą i Człowiek Łyżwa to już nie mieszkańcy cyrku, tylko sąsiedzi zza ściany, ktoś się jeszcze taką obrazoburczością bulwersuje, ale jak dla mnie klasa, koszulinka bliska ciału już zamówiona.

Ok, ok, wiem, wiem... A jak tam Gary Holt dźwiga schedę po Jeffie... Przecież już wiecie. Jakkolwiek zabrzmi to śmiesznie, w ogóle nie czuję, że to gitarowy filar z innego zespołu. Holt brzmi jak Slayer, tyle w temacie.

Kupić czy nie? Kupić. "Repentless" spośród reprezentantów wydawniczych zespołu - obecnie już tylko Kinga i Arayi - od 2000 r. mieści się spokojnie jakościowo zaraz po "God Hates Us All" i "Christ Illusion", a przynajmniej na równi z "World Painted Blood". Ma parę wad, które gdzieś tam wytknąłem, ale jako całość jak zwykle ściera słuchaczem podłogę niczym szmatą. Jak na pożegnalny krążek, bo wątpię czy powstanie kolejny, naprawdę spokojnie wyceniam na 8.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Slayer "Repentless"
Allahooj (gość, IP: 78.8.72.*), 2015-10-19 11:19:28 | odpowiedz | zgłoś
Płyta się sprzedaje, bo Slayer zrobił się marką taką jak adidas czy Iron Maiden prawda? Album jest dobry ale nie urywa dupy. Co do bycia w cieniu metalicy i Megadeth, to te zestpoły są chyba trochę z innej bajki. metalica to boys band.
re: Slayer "Repentless"
zomerberger (gość, IP: 88.156.133.*), 2015-11-07 11:42:58 | odpowiedz | zgłoś
Megadave jest w cieniu Slayer, Anthrax jest w cieniu SLayer i Megadave, Megadave i Slayer sa w cieniu Metallica.
re: Slayer "Repentless"
zomerstein (gość, IP: 88.156.131.*), 2016-09-21 19:52:42 | odpowiedz | zgłoś
Slayer jest/byl w cieniu Metallicy i Megadeth?
kiedy?
W cieniu Metallicy sa wszyscy od Black Album, wszyscy, nie mam na mysli Megadeth Slayer Testament Anthrax itd ale wszyscy z wyjatkiem Iron Maiden , Rolling Stones, U2 I moze jeszcze kilka wielkich bandow.
W cieniu Megadeth nigdy nie byl, nie jest , nie bedzie.
Wystarczy zobaczyc na kolejnosc na Big 4: Metallica, Slayer, Megadeth , Anthrax.
re: Slayer "Repentless"
edi_gein (gość, IP: 217.173.191.*), 2015-09-27 11:11:20 | odpowiedz | zgłoś
Nie odbieram kawałka Jihad jako pociśnięcie islamowi. Tam chodziło raczej o 11.IX widziany okiem terrorysty. w tej okładce doskwiera mi nie to , że po raz kolejny obrażają chrześcijaństwo (chociaż to też mnie boli) ale najbardziej drażni mnie to że robią to jako jedni z wielu. Z bardzo wielu. Setki jeśli nie tysiące kapel robią to lepiej lub gorzej od wielu lat. Slayer zawsze był oryginalny. Pod prąd. To Slayer jako pierwszy zagrał na koncercie całą płytę ,krew na koncercie, dziecko we krwi w teledysku , seryjni mordercy w tekstach. I w tym kontekście uważam że okładka słabiutka.
re: Slayer "Repentless"
edi_gein (gość, IP: 217.173.191.*), 2015-09-26 13:45:03 | odpowiedz | zgłoś
Zawartość muzyczna na płycie jest dobra. Tzn nie jest to płyta bdb ani nie odstająca od poprzedniczek. Solidna. Repentless i Piano Wire to chyba najlepsze momenty tej płyty. Niezrozumiałe jest dla mnie umieszczenie Atrocity Vendor. Cytując klasyka najgorsze co możesz powiedzieć w muzyce to Good Job. Dla mnie 7/8 - 10. Kwestia okładki.Bardzo dobra okładka. Kwestia okładek Slayer - Tragicznie słaba okładka! Kiedy usłyszałem , że Slayer kreci clip we więźniu to pomyślałem , że to już chyba kiedyś było. Jak zobaczyłem clip to pomyslałem zaje!!!!!!!!Chłopaki znowu przyje.... i przekroczyli granice. A okładka z Jezusem już była i jak na Slayer to nic nowego. Zawsze prowokowali i szli pod prąd więc spodziewałem się okładki o zabarwieniu muzułmańskim. No nic.Berlinie przybywam
re: Slayer "Repentless"
InfernalWar (gość, IP: 79.184.214.*), 2015-09-26 11:20:13 | odpowiedz | zgłoś
Dorosłe dzieci.
Co do okładek nie wiem, pewnie dlatego że pochodzą z takiego kręgu kulturowego gdzie przeważa taka religią, ale najlepiej zapytaj Kinga. Ale w jakimś wywiadzie są twierdził że wszystkie religię to gónwo :)

Slayer jechał też po innych religiach np. w Jihad pocisnął islamowi
re: Slayer "Repentless"
InfernalWar (gość, IP: 83.21.120.*), 2015-09-22 20:12:04 | odpowiedz | zgłoś
Dorosłe dzieci, słuchasz metalu 30 lat i nie wiesz jaki King ma stosunek do religii (wszystkich) ... Nigdy nie twierdził że nie ma jezusa, raczej opisywał religijne zabobony.
BTW pan Chilijczyk jest katolikiem :)
Okładka okładką a płyta cienka jak d...węża. Słyszalny brak Jeffa, King sam nie podołał kompozycyjnie. Za to Paul wymiata.
re: Slayer "Repentless"
lah (gość, IP: 150.254.203.*), 2015-09-23 09:21:17 | odpowiedz | zgłoś
No proszę, znalazła się jednak druga osoba która zauważyła że płyta kompozycyjnie jest cienka jak dupa węża. Ale co tam Paul odkrywczego zrobił, tego nie dosłuchałem. Wymiatał na "Divine intervention" a na "Repeatless" odbębnił swoje i wyszedł moim zdaniem.
re: Slayer "Repentless"
Andi69 (gość, IP: 188.146.131.*), 2015-09-23 20:29:53 | odpowiedz | zgłoś
InfernalWarze Poniższy tekst z utworu Kinga Cult potwierdza twoją tezę :))

Chrystusowy pomór
W nim nigdy nie było ofiary
Żadnego człowieka na krzyżu

Celem jest jebany Jezus Chrystus
Sam poprowadziłbym Ofiarowanie
I przybiłbym go do krzyża
Strzeż się kultu nieskazitelności
Zaraźliwego debilizmu
Ja dokonałem wyboru:
666!
re: Slayer "Repentless"
Dorosłe dzieci (gość, IP: 91.234.130.*), 2015-09-23 22:37:31 | odpowiedz | zgłoś
Skoro King i Slayer to tylko komentator zabobonów (wszystkich religii) według wypowiadającego się tutaj InfernalWar , to dlaczego na okładkach zespołu nie ma zbezczeszczonego buddy, mahometa, wielkiego ducha manitu itp. - tam też jest pełno zabobonów.