zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: Covenant "Nexus Polaris"

14.12.1999  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Covenant
Tytuł płyty: "Nexus Polaris"
Utwory: The Sulphur Feast; Bizarre Cosmic Industries; Planetarium; The Last of Dragons; Bringer of the Sixth Sun; Dragonheart; Planetary Black Elements; Chariots of Thunder
Wykonawcy: Nagash - wokal; Blackheart - gitara; Astennu - gitara; Hellhammer - instrumenty perkusyjne; Sverd - syntezatory; Sarah Jezebel Deva - wokal
Wydawcy: Nuclear Blast Records, Metal Mind Productions
Premiera: 1998
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

"Kolejna przereklamowana supergrupa", myśli sobie człowiek spoglądając na płytę Covenant. Ta nieufność nie wzięła się jednak z nikąd. Bo ile już razy słyszeliśmy o nowej "czarnej" grupie, przebijającej wszystko, co do tej pory stworzono w Symfonicznym Black Metalu? I ile razy te słowa okazywały się zwykłym chwytem reklamowym?

Czym więc jest Covenant w świetle tego wszechobecnego zakłamania? Jest muzyczną Perłą Mrocznego Firmamentu. Już samo spojrzenie na skład daje wiele do myślenia i pozwala wymagać produktu co najmniej dobrego. W 1992 roku, gdy zaczynali, nazwiska te nie mówiły zbyt wiele, dziś jednak rzucają na kolana wszystkich wyznawców Mroku. Hellhammer (m.in. Arcturus i Mayhem), Nagash (m.in. Dimmu Borgir), Sverd (Arcturus) - to chyba wystarczająca rekomendacja całego albumu. Jeżeli w jednym miejscu spotykają się TAKIE charyzmy, to musi powstać płyta z prawdziwego zdarzenia. I powstała.

"Nexus Polaris" to dzieło samo w sobie z jednej strony lodowate, wiejące zimnym wichrem z Północy, a z drugiej dające głębokie wrażenie emocjonalności. Scenariusz został umiejscowiony gdzieś między Kosmosem (klawisze), a krajobrazami mistycznego lądu. Za stronę wokalną odpowiedzialny jest Nagash. Jego interpretacje zaczynają się na dramaturgii, a kończą na niby-growlingiu. Wspomaga go głos pożądania Sarah Jezebel Devy - wampirzycy znanej z Cradle of Filth. "Nexus Polaris" powala kunsztem, niebanalnymi melodiami ("Bringer of the Sixth Sun") i kosmiczną wizją rzeczywistości, której nadaremnie szukać na innych dziełach Sympho-blackowych. Pełne uroku są przerażająco-totalne popisy na klawiszach. Ale nie od dziś wiadomo, że Sverd to jedyny w swoim rodzaju artysta, grający w bardzo specyficzny, łatwo rozpoznawalny sposób. Jak nietrudno się domyślić, klawisze nie są tutaj jedynie tłem, zdarza się nawet, że to właśnie one rzeźbią główny motyw utworu, jakby usuwają w cień gitary ("Bizarre Cosmic Industries", "The Sulphur Feast"). Ale zespół to nie tylko Sverd. Powala także perkusja Hellhammera (a jakby inaczej), pulsujący bas Nagasha, niesamowita melodyjność gitar Astennu i Blackhearta. Powala wszystko - każdy dźwięk, każdy ukryty szczegół. Covenant stworzył płytę balansującą między nierealną rzeczywistością, a lodowatym chłodem serca. Między snem a spełnieniem.

Tym razem reklamy nie kłamały. Biorąc jednak pod uwagę skład, nie mogło być inaczej. To ciekawe, że ludzie, którzy stworzyli już niejedną (i za każdym razem inną) Perłę Sztuki, potrafili wykrzesać z siebie nową formę. "Nexus Polaris" to nowe, niedoścignione królestwo anarchii, chaosu i tajemnicy.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Covenant "Nexus Polaris"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-11-14 13:31:49 | odpowiedz | zgłoś
Jeżeli chcemy pisać profesjonalnie o muzyce to piszmy i nie zwalajmy winy na szufladkowanie przez dziennikarzy, gdyż nierzadko autorami nazw gatunków, podgatunków, nurtów, styli itd.. są sami artyści a nie dziennikarze.
re: Covenant "Nexus Polaris"
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2014-11-14 23:10:52 | odpowiedz | zgłoś
Zwracam honor, moja wina. Przesłuchałem ponownie po kilku latach i stwierdzam, że Nexus Polaris to niezła płyta. I nie jest to, techno. Kolejna płyta Animatronic to szajs.
re: Covenant "Nexus Polaris"
pik (gość, IP: 83.31.148.*), 2014-11-07 18:52:06 | odpowiedz | zgłoś
pamiętam, że jarałem się tym albumem zaraz po wydaniu, choć nie tak chyba jak arcturusem i piekielną maskaradą, które kupiłem bodajże w tym samym czasie.. niemniej rzadko już wracam do covenant, do arcturusa w sumie też
re: Covenant "Nexus Polaris"
Jontek79
Jontek79 (wyślij pw), 2014-11-07 23:50:57 | odpowiedz | zgłoś
hmm jesli chodzi o Covenant,to rowniez rzadko wracam,ale 'La Masquerade Infernale'jest dla mnie albumem wyjatkowym.Przy okazji wpisu przy jednej z recenzji tegoz,napisalem,ze jest to najdluzej,obok 'Unholy Culy'sluchany przeze mnie album i faktycznie,gdy dzis wracam do'Piekielnej maskarady'to odczucia mam te same(choc rzecz jasna czasu nie cofne) Muzycznie,genialny album!!Co do realizacjii studyjnej-hmmmmmmmm sluchac niedociagnienia,ale i tak jest to w moim osobistym zestawieniu album z pierwszej dziesiatki moich ukochanych!Pamietam naglowek do wywiadu,bodajze z MetalHammera z tamtego okresu-'Oryginalnie dziwne'............ Cudo!!!!
re: Covenant "Nexus Polaris"
CozzY
CozzY (wyślij pw), 2014-11-10 18:54:12 | odpowiedz | zgłoś
Nie wiem czy pamiętacie, ale "La Masquerade Infernale" w pierwotnej wersji miało się swojsko nazywać "The Satanist" :-) A tą płytą zaraziłem się Arcturusem na długie lata, z równoległym uczuciem do Ulver. Co do "Nexus Polaris" klasyczne - s szybkie wejście, krótki zachwyt, wydalenie, oblivion...
re: Covenant "Nexus Polaris"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-11-06 19:14:41 | odpowiedz | zgłoś
pomimo, że jest to album komercyjny, to z drugiej strony bardzo ambitny, techniczny i wręcz wirtuozeryjny a zarazem mroczno posępny niczym albumy King Diamond.
re: Covenant "Nexus Polaris"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2014-11-07 10:23:22 | odpowiedz | zgłoś
Przyznam, że bardzo ciekawi mnie ocena Megakruka tego albumu.
Hej specu, wg Ciebie to thru album symphonic black metal??? czy zdecydowanie album mało surowy i zbyt komercyjny???.
Mnie się podoba ten album jako koncept, w sensie spójności. bardzo dobry technicznie, bardzo melodyjny, wirtuozeryjny (czuć inspiracje zespołem King Diamond), nawiązuje nawet bardzo do muzyki klasycznej, w tym do barokowej, czy do neoklasycznej.
re: Covenant "Nexus Polaris"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-11-10 14:31:43 | odpowiedz | zgłoś
Marcin, Marcin my Man. Podejrzewam prowokację,ale co mi tam. Pamiętam premierę tej płyty, a było to tak. W latach 95-99 wszystkim odbiło. Najpierw klauni z Cradle Of Filth pobili wszelkie rekordy popularności wydając w gatunku sympho parablek gothic chuj wie co mini. Vampire, Dysk and Her embrace i od biedy Cruelty and the beast. Gdzieś między tymi płytami pojawiły się początkowo identycznie poubierane pajace z Dimmu Borgir (ten cylinder) pokazując, że w Norsku też są trupy komediantów. Niech mi nikt nie pierdoli w tym momencie o Stormblast, bo wtedy nikt tej kapeli u nas nie kojarzył. Enthrone i wszystko z Nuclear Blast rozprowadzał w kraju Morbid Noizz. I się na dobre zaczęło. Wszyscy chcieli to gówno powielać, tak jak przedtem prymitiveforestblack. Szczególnie w Szwabii to żarło razem z chujowym power chomik metalem.Na tych dwóch wynalazkach Markus Steiger zrobił z Nuclear potentata. Nie żebym się czepiał, sam chcę mieć w garażu M5 na zakupy i Maserati Gran Turismo do kościoła. No money no honey. Ale niech nikt mi nie wmawia, że to jakaś sztuka wyższa i błysk geniuszu hehe. Potem pojawił się nowy pomysł na tzw.supergrupy z dupy. I to tu właśnie mamy. Że niby nie ma wstydu, bo Blomberg z Mejem za garami, w dodatku jak ktoś niczym osiołek, któremu w żłoby dano nie wie, czy Burger, czy Kredki, to tu ma Nagasza i Dżezebel Dziwe. Pierwszy ponoć za genialny na Dimmu, druga nie mieściła się na fotach Cradle, a Hellhammerowi kasa od Steigera, też pewnie nie śmierdziała, bo ile można zarabiać na demówkach mejem (wtedy). To musiało wypalić. U nas mmp zaczęło się zabijać o licencje nucleara, i promować na chama też te nu gówna z Roadrunnera, bo Monte udawał, ze to nie def metal napchał mu kiesę kapustą. Nic się nie dzieje, przeca, to tylko biznes. Ale żeby sztuka w blek metalu? To dlatego, jak z resztą sam twierdził w wywiadach - Wongraven nagrał Rebel Extravaganza, kradnąc pomysły Thorns- żeby pokazać inną drogę rozwoju i trafił w 666. Ale trzymajmy się sympho blacku. Z punktu widzenia artystycznego, był tylko jeden zespół, który zgarnął w tym temacie wszystko, oddzielając klaunów, od prawdziwych proroków. Wytyczył prawdziwie nowe ścieżki, położył na glebę, rozpierdalał mocą i melodią , dalekimi od taniego, plastykowego gówna i uczynił to w kilku płytowych posunięciach....po czym szczezł w 2001 roku. Przy tym zespole, każdy z wymienionych, w aspekcie covenant, the kovenant, czy jak im tam, to kiepski żart. Marcin my man, czy wymienisz nazwę tego zespołu?
re: Covenant "Nexus Polaris"
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2014-11-12 23:43:27 | odpowiedz | zgłoś
Marcin My Man hop hop. Still there?!
re: Covenant "Nexus Polaris"
Nekromantikk (gość, IP: 178.21.136.*), 2014-11-13 12:44:58 | odpowiedz | zgłoś
Ja wiem, wiem, ale kurde nie zdążyłem - w kwestii E zgadzam się z przedmówcą, w kwestii Limbo nie do końca, bo lubię Moon, ale nie będę za to innego zdania karcił.