zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 29 kwietnia 2024

recenzja: Gnostic "Engineering the Rule"

16.04.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Gnostic
Tytuł płyty: "Engineering the Rule"
Utwory: Visceral; Isolate Gravity; Sleeping Ground; Composition; Wall of Lies; Violent Calm; Life Suffering; Corrosive; Mindlock; Splinters of Change
Wykonawcy: Kevin Freeman - wokal; Chris Baker - gitara; Sonny Carson - gitara; Steve Flynn - instrumenty perkusyjne; Stephen Morley - gitara basowa
Wydawcy: Season of Mist
Premiera: 25.05.2009
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Debiutancki album Gnostic reklamowany był poprzez podkreślanie powiązań zespołu z Atheist: grupy miały trzech wspólnych członków, a jako gość na "Engineering the Rule" udzielił się jeszcze Kelly Shaefer. Gwoli ścisłości wypada opisać kolejność wydarzeń. Otóż dwaj gitarzyści najpierw weszli w skład Gnostic, a dopiero potem dołączyli do reaktywowanego Atheist, z którym do daty premiery "Engineering the Rule" nie zdążyli jeszcze nawet nagrać żadnego albumu. Niemniej odsetek muzyków zasłużonych dla technicznego death metalu był w nowej kapeli i jej otoczeniu wystarczająco duży, by wzbudzać zainteresowanie.

Historię rozjaśnia zawarta w książeczce notka od Steve'a Flynna. Perkusista opisał, jak na początku lat 90. odszedł z Atheist i zrobił sobie długą przerwę w graniu. Do pracy pałeczkami wrócił dopiero w 2005 roku, gdy z nowymi kolegami założył Gnostic. Z kapelą zaprezentował się następnie staremu przyjacielowi - Kelly'emu Shaeferowi. Wokalista miał w reakcji stwierdzić, że bębniarz jest znowu sobą. Czy podobieństwa do dawnej, wspólnej z perkusistą twórczości lider Atheist usłyszał też w dźwiękach wytwarzanych przez pozostałych muzyków, trzeba zgadywać. Nie da się jednak ukryć, że stylistyczne pokrewieństwo nie jest małe. Owszem, krzykliwy wokal Kevina Freemana kojarzy się raczej z metalcore'em, ale czterej instrumentaliści prezentują intensywne, techniczne, mocne, dość szybkie granie, które fanom Atheist powinno brzmieć znajomo. Chris Baker i Sonny Carson gitarami, w tym solówkami wykonywanymi głównie przez pierwszego z nich, starają się nieustannie wprowadzać do kompozycji nowe nuty. Steve Flynn też się zbytnio nie powtarza. Szczególnie w drugiej połowie albumu zdarzają się fragmenty partii perkusji wywołujące zastanowienie, czy to jeszcze skomplikowane przejście, czy już błyskawiczna solówka. Swoje popisowe momenty na pierwszym planie i bez zagłuszania przez kolegów ma też gitarzysta basowy, chociażby w "Sleeping Ground". Mimo że w książeczce wymieniony w składzie i pokazany na zespołowym zdjęciu jest Jonathan Thompson, przeczytać można również informację mniejszym drukiem, że na instrumencie zagrał na albumie jeszcze jego poprzednik - Stephen Morley. Muzyk zostawił po sobie bardzo dobre ścieżki.

Chwil odpoczynku od lawin agresywnych dźwięków jest więcej, przykładowo w "Mindlock". Jeśli ktoś ma ochotę na jazz, znajdzie go pół minuty w "Life Suffering". Najłagodniej robi się w środku "Wall of Lies" - tu z kolei wstawka wydaje się inspirowana flamenco, ale naprawdę zaskakuje dopiero zwrotka rockowego śpiewu w wykonaniu Kelly'ego Shaefera, współproducenta albumu. Do najprzystępniejszych utworów należy "Violent Calm" - nieco podniosły i stosunkowo spokojny, ale też z popisami prędkości i precyzji. Niestety nawet o zagrywkach z tej kompozycji trudno jest napisać, że zapadają w pamięć. Są ulotnymi doświadczeniami, do przeżywania tylko podczas słuchania. Po kilkukrotnym zapoznaniu się z całym materiałem wciąż można stwierdzać, że poza pracą sekcji rytmicznej ze wspomnień da się wydobyć niewiele. Przyjmuję, że motyw gitarowy z drugiej połowy "Composition" jest wyjątkiem.

Warstwa instrumentalna niespełna czterdziestominutowego "Engineering the Rule" powinna w większości zadowolić fanów Atheist. Odnośnie wokalu, ich opinie mogą być mocniej podzielone. Jeśli już jednak szukać na albumie minusów, to największym będzie po prostu za mało plusów. Muzyka jest intensywna, skomplikowana, posiada dobre i interesujące momenty, ale całości brakuje czegoś, co by zachwyciło. Godne podziwu opanowanie instrumentów i wykonywanie na nich złożonych partii nie zawsze wystarczają. Mimo wszystko Gnostic nie powala kompozytorskim mistrzostwem i nie dostarcza aż takich emocji, jak by się chciało.

Komentarze
Dodaj komentarz »