zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 25 kwietnia 2024

recenzja: Paradise Lost "Icon"

28.12.1999  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Paradise Lost
Tytuł płyty: "Icon"
Utwory: Embers Fire; Remembrace; Forging Sympathy; Joy of Emptiness; Dying Freedom; Widow; Colossal Rains; Weeping Words; Poison; True Belief; Shallow Seasons; Christendom; Deus Misereatur
Wydawcy: Music For Nations, Metal Mind Productions
Premiera: 1993
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Każdy, kto choć trochę mnie zna, doskonale wie, co się ze mną dzieje na samą myśl o Paradise Lost. Ten zespół ma w moim sercu szczególną pozycję, jest wszystkim tym, czym żadna inna grupa być nie może. Ta Wielka Miłość narodziła się już parę ładnych lat temu i w równie namiętnej postaci przetrwała do dzisiaj. Szczególnie jeśli chodzi o czwarty akt Spektaklu...

"Lost Paradise", "Gothic", "Shades of God"... to wystarczyło do usidlenia mnie. Wiecznego usidlenia. Stałam się niepoprawną wielbicielką Wygnańców z Raju. W nienasyconym pragnieniu upajałam się płytami przeszłości, ale jakiś ukryty(?) instynkt wciąż pragnął więcej i więcej... Dlatego, gdy czwarta płyta Paradise Lost stała się faktem, moje serce od razu zaczęło bić szybciej niż powinno. A gdy to samo serce usłyszało zawartość tajemniczego "Icon"... granice mojej szerokiej przecież wyobraźni wciąż były zbyt wąskie dla pojęcia geniuszu ukrytego w TEJ MUZYCE.

Oczywiście tradycją stała się nieprzewidywalność i zaskakujący rozwój z płyty na płytę. Byłam pewna tylko jednego - znów zachwycą czymś niesamowitym, magicznym. Czymś, czego jeszcze nie było. Czymś Wielkim, co zmiażdży moją nienasyconą duszę. I rzeczywiście tak się stało. Nadszedł dzień, który od razu przekreślił wszystko to, co jeszcze przed momentem miało jakiekolwiek znaczenie. Przekreślił całą przeszłość. Już tylko jedno słowo do upadłego targało moje mroczne myśli... "Icon".

"Icon" powraca do klimatu "Gothic", a jednocześnie ukazuje rozwój muzyczny Paradise Lost. Ta płyta jest bardziej gitarowa, cały warsztat stoi na bardzo wysokim poziomie. Widać tu wyraźnie, że "Paradaje" rozwijają się z każdym rokiem. Na pierwszy plan wysuwa się coraz bardziej akcentowana perfekcja. No i zaskakująca metamorfoza w głosie Nicka Holmesa. Jego śpiew nasycony jest ekspresją, uczuciem, mrokiem, a także lekką drapieżnością. Po "growlach" pozostały tylko resztki. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Cenię (KOCHAM) tę płytę za różnorodność muzyki i nastrojów, lecz także za dojrzałość i przemyślenie. To synteza dotychczasowych dokonań grupy - hipnotyzująca mieszanka ciężkiej metalowej muzyki z gotyckimi, tajemniczymi klimatami i melancholią. Panowie powrócili do urzekających, emocjonalnych melodii, szkicowanych na solidnym metalowym podłożu ("Remembrace", "True Belief", "Widow"). Słuchając ich kompozycji można szybko zapomnieć o rzeczywistości, zdołować się do szpiku kości. Zapewni to ciężar gatunkowy, mroczne echa, wzniosłość i smutek gotyku, i uczucia, ukryte pod powłoką każdego magicznego dźwięku. Nad całością unosi się dym Tajemnicy i uduchowione Piękno. Ta płyta dotknęła Mrocznego Firmamentu, Boskiego Majestatu. Trudno to określić, sprecyzować. Trudno zdobyć się choćby na odrobinę obiektywizmu, gdy słyszy się Te zniewalające solówki Grega. czuje się i przeżywa wewnątrz siebie każde Słowo usłyszane z ust Nicka... Bez wątpienia Mackintosh to jeden z najbardziej utalentowanych, najbardziej specyficznych i najczęściej... podrabianych gitarzystów nowego metalu. Kopie mają jednak to do siebie, że przegrywają z oryginałem. Cóż, Gregorem Mackintoshem trzeba być z krwi i kości... To samo śmiało powiedzieć można o wokalach Holmesa - są jedyne w swoim rodzaju, a poza tym doskonale wtapiające się w mroczny wymiar paradajsowskiego królestwa. Zresztą tak naprawdę to cały "Icon" wymyka się jakiejkolwiek kontroli, jakimkolwiek porównaniom.

O ile My Dying Bride koi uszy melancholią i smutkiem, o ile Anathema pociąga za depresyjne zakątki podświadomości, o tyle Paradise Lost wciąga Pięknem i Głębią kompozycji ("True Belief"). "Icon" to dalszy etap wędrówki po ciemnym królestwie. To też szczyt Mrocznej Góry, Tron Ciemnego Majestatu. Apogeum doskonałości, DZIEŁO, po którym trudno było oczekiwać czegoś większego. Bo takie rzeczy jak "Icon" zdarzają się tylko raz w życiu...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Zatoczone koło
wac
wac (wyślij pw), 2013-02-14 22:34:48 | odpowiedz | zgłoś
i nie Incubus a Opprobrium chyba? :)
re: Zatoczone koło
Pumpciuś (gość, IP: 80.55.193.*), 2019-02-15 11:52:06 | odpowiedz | zgłoś
Zespół podczas nagrywania Beyond the Unknown i innych nazywał się Incubus i na starych wydaniach płyt jest Incubus dopiero po latach nazwa została zmieniona na Opprobrium i na wznowieniach płyt jest teraz Opprobrium (nie wiem z jakich powodów, pewnie prawnych "istnieje przecież new metalowy Incubus i mimo że jest młodszy to może pierwotny Incubus nie maił praw do nazwy albo może nie chciał być kojarzony z tym nowym zespołem).
Opus magnum
Mamluk (gość, IP: 78.8.54.*), 2010-09-05 15:00:25 | odpowiedz | zgłoś
Album ze wszech miar doskonały. Właśnie sobie go odświeżam i dochodzę do wniosku, że przez te 17 lat od jego premiery nie stracił nic ze swojej mocy. Według wielu osób najlepszym krążkiem PL jest "Draconian Times", ale dla mnie właśnie "Icon" jest najjaśniejszym punktem w ich karierze. "Draconian..." jest wg mnie już przesłodzone, brak tam tego "pazura", który cechuje "Icon". Przy takich utworach jak "Forging Sympathy", "Colossal Rains", czy "Weeping Words" nie mam pytań...
re: Opus magnum
icon1 (gość, IP: 77.223.238.*), 2010-09-05 23:23:10 | odpowiedz | zgłoś
zgadzam się z tą opinią. Icon to płyta-legenda. te kawałki o których piszesz to absolutna czołówka utworów metalowych w ogóle. zresztą cała płyta jest doskonała od początku do końca.
re: Opus magnum
winterrrrr (gość, IP: 83.5.233.*), 2010-09-06 12:35:25 | odpowiedz | zgłoś
Gothic, Icon, Draconian Times: wszystkie te płyty to legendy, nie wiem która jest najlepsza.. ale na upartego, jeśli już wskazałbym DT- aczkolwiek pewnie dlatego, że to m.in. dzięki temu krążkowi rozpoczeła sie 15 lat temu, moja fastynacja tzw. metalem klimatycznym, genialny album ale także single: Forever Failure i The Last Time, właściwie wszystko co wtedy wychodziło spod ręki Paradajsów było świetne. i na pewno to nie jest przesłodzona muzyka, takie utwory jak Once Solemn czy Fear (jest on na singlu do FF) to prawdziwe killery;) ''cukierkowato'' jak dla mnie to było wtedy, gdy sie pojawił Host..
3
Starsze »