zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 18 kwietnia 2024

recenzja: Type O Negative "October Rust"

12.03.2000  autor: Margaret
okładka płyty
Nazwa zespołu: Type O Negative
Tytuł płyty: "October Rust"
Utwory: Bad Ground; ?; Love You To Death; Be My Druidess; Green Man; Red Water (Christmas Mourning); My Girlfriend's Girlfriend; Die With Me; Burnt Flowers Fallen; In Praise Of Bacchus; Cinnamon Girl; The Glorious Liberation of the People's Technocratic Republic of Vinnland by the Combined Forces of the United Territories of Europa; Wolf Moon (including Zoanthropic Paranoia); Haunted
Wydawcy: Roadrunner Records, Metal Mind Productions
Premiera: 1996
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Nie będę ukrywać (nie sądzę zresztą, by to mi się udało), że na samą myśli o TYM zespole dostaję gęsiej skórki, a serce zaczyna mi walić tak mocno, jakby za chwilę na zawsze miało opuścić cielesną powłokę. Jestem totalną wielbicielką, co tam wielbicielką, totalną maniaczką, do bólu zakochaną w głosie i urodzie Petera Steela, w muzyce jaką tworzy wraz ze swoimi równie wielkimi kolegami. A wszystko zaczęło się w 1993 roku, kiedy to mrocznemu światu po raz pierwszy objawił się drugi album Type O'Negative - "Bloody Kisses". Między moją wrażliwą duszyczką, a tą płytą od razu zaistniała ognista miłość, która w równie namiętnej postaci przetrwała do dzisiaj. Bezpamiętnie zakochałam się w TEJ muzyce. Była zbyt piękna, by poddawać ją bezsensownym klasyfikacją, porównaniom. Ci, którzy to uczynili, nie wiedzą, czym jest Sztuka... Nie mogłam uwolnić się od "Bloody Kisses". Bywało, że spałam z włączonym magnetofonem... Wydawało mi się wówczas, że już nic nie będzie w stanie zastąpić mi tej płyty. Przecież takie rzeczy nie zdarzają się dwa razy. Ale...

Mimo szczerej, wręcz desperackiej miłości do "Krwawych Pocałunków" w pewnym momencie poczułam, jak moje serce zaczyna powoli umierać z tęsknoty za nowym dziełem boskich demonów. Wiedziałam doskonale, że jest tylko jeden sposób na przedłużenie mojego więdnącego życia. I tylko jeden zespół był w stanie wyrwać mnie z objęć zimnej śmierci... Type O'Negative... Nowy album, nowe dźwięki zatapiające w otchłani niepojętej rozkoszy. Kolejne hipnotyczne chwile spędzone w krainie snów, o spełnieniu których bałam się marzyć...

"October Rust" nadszedł tak nagle. Tak nagle zaczął odgrywać niezwykle ważną rolę w moim życiu. Przez pewien (bardzo długi) moment pewnie nawet najważniejszą... To, co kiedyś spotykało "Bloody Kisses", teraz spotykało "Octobera". Wkrótce zdałam sobie sprawę, że to równie WIELKA płyta, jak jej poprzedniczka. Wypełnia ją bardzo jesienna muzyka. Doskonała do słuchania we dwoje w ciemne wieczory przy świecach. Albo odwrotnie - do sycenia się samotnością podczas chłodnych, zapomnianych nocy... Posępna atmosfera, mrok, ja siedząca pośrodku pustkowia i moi Mistrzowie, zamieniający jednym dźwiękiem szarą rzeczywistość w bajeczną krainę, która powraca w każdym śnie. Zbyt piękne? Ale tak jest i nietrudno się o tym przekonać. Wystarczy tak niewiele...

Ta płyta to galeria różnorodnych uczuć i emocji, nastrojów i stanów, pragnień i marzeń. Gdy już raz wedrze się do duszy, na zawsze pozostawia w niej swój ślad, rzuca na nią narkotyczne zaklęcie, którego nie jest w stanie cofnąć nawet najbardziej doświadczona wiedźma. Brzmi to niezwykle tajemniczo, ale taki właśnie jest "October Rust" - trochę nierealny, mistyczny, wręcz starożytny. A obok jest codzienność - czekanie na wiadomość od ukochanej ("Die With Me"), przemiana w wilkołaka ("Wolf Moon"), miłość podzielona ("My Girlfriend's Girlfriend"), miłość wieczna i niezniszczalna ("Love You to Death")... Nad całością wznosi się jesienna woń odziana w mgliste szaty rozpaczy... Bo to delikatna październikowa impresja utkana ze stonowanych barw melancholii. Głęboka namiętność wprowadzająca nieśmiałych kochanków w świat natchnionej erotyki. Mistyczna wędrówka przez ognisto chłodne ścieżki, prowadzące do krainy utkanej z powiewnych snów, które tylko tutaj pieszczone blaskiem księżyca zamieniają się w wyimaginowaną rzeczywistość...

Jest taki piękny fragment w utworze "Die With Me": "Czy mógłbym trzymać Cię w objęciach całe życie...?" Niczego bardziej nie pragnę, jak móc do upadłego rozkoszować się Twoją MUZYKĄ, prawdziwą SZTUKĄ Peterze Steele. Te słowa zresztą już dawno się wypełniły. Jestem niewolnicą Twojego zespołu i dźwięków, którymi ukrzyżowałeś mnie, darując mi jeden ze swych krwawych pocałunków. Od tamtej chwili należę do Ciebie. I tak będzie już zawsze. Nawet śmierć nie będzie w stanie pogrzebać mojej głębokiej miłości...

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: -
DrJeep (wyślij pw), 2012-10-25 15:32:13 | odpowiedz | zgłoś
Moim zadaniem ocena adekwatna. Pamiętam jak się czakało na tą płytę i co, delikatnie mówiąc zdziwienie. Jeszcze większe zdziwienie, że moi koledzy, fani Pantery, Biohazard, a nawet Carnivore zachwycili się tą płytą, zasłuchiwali się odkrywając subtelniejszą stronę swojej natury, a mnie to szczególnie nie porwało i do dzisiej tak mam, choć regularnie słucham całej dyskgrafii TON. Wiem, Ratajczak wielkim poetą był i musi zachwycać, ale kiedy nie zachwyca...
totalne arcydzieło.....
universal_soul (gość, IP: 2.96.210.*), 2012-10-21 05:23:01 | odpowiedz | zgłoś
.... wg mnie jedna z najlepszych płyt w historii muzyki w ogóle. Niezrównamy majstersztyk. Lekka i cięzka za razem jest jak strumień świadomości. Jak zresztą wszstko co wyszło spod pióra nieodżałowanego Steele'a. Ja niestety mam problemy ze słuchaniem tego dzisiaj bo Peter mi się przypomina i to, że już nie żyje... Płyta ma 16 lat i jest nie do zdarcia. Po wszystkich tych latach tak samo oryginalna, tak samo chwyta prosto za serce i jaja
re: totalne arcydzieło.....
pik (gość, IP: 79.163.1.*), 2012-10-23 12:41:42 | odpowiedz | zgłoś
zgadzam się!!!
october rust
pik (gość, IP: 79.163.49.*), 2012-10-17 15:36:05 | odpowiedz | zgłoś
miłość od pierwszego słuchania (96 r.) jedyna która przetrwała i trwa do dziś..
re: october rust
wac (gość, IP: 62.21.32.*), 2012-10-17 21:28:20 | odpowiedz | zgłoś
wszystko super tylko te ich płyty były tak cholernie przydługawe... sporo pomysłów, dużo polotu i ten głos - ale za długie to...
re: october rust
pik (gość, IP: 79.163.50.*), 2012-10-19 14:25:24 | odpowiedz | zgłoś
jak dla mnie te 75 min. mijają blyskwicznie jeśli chodzi o October Rust i Bloody Kisses, w zasadzie tylko dwa ostatnie krążki można uznac za przydługawe. poza tym masz rację. ten głos, te melodie i ta.. piękna złota (polska) jesień za oknem. wszystko super :)))
re: october rust
Marcin Kutera (wyślij pw), 2012-10-20 12:19:52 | odpowiedz | zgłoś
mam z tym albumem identycznie
re: october rust
Marcin Kutera (wyślij pw), 2012-10-22 17:36:20 | odpowiedz | zgłoś
mam z tym albumem identycznie
re: october rust
wac (gość, IP: 62.21.49.*), 2012-10-25 15:22:26 | odpowiedz | zgłoś
ostatnie ich płyty to już były po prostu średnizny i zaczęło się to po WCD; dla mnie większość jest nie do przebrnięcia na jeden raz, za dużo miętolenia tych samych fragmentów - nie wiem czy to ma działać hipnotycznie ale na mnie działa inaczej i klimat idzie się gonić gdy 5 minut w takim Die With Me leci to samo
Jesień za oknem, October Rust w uszach :)
Jeżozwierz (gość, IP: 80.94.182.*), 2012-10-17 11:22:54 | odpowiedz | zgłoś
Piękna płyta, postanowiłem znów posłuchać i jestem zachwycony :) Też przy pierwszych przesłuchaniach nie doceniałem, widocznie trzeba czasu...

Oceń płytę:

Aktualna ocena (419 głosów):

 
 
89%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum

Metallica "...And Justice For All"
- autor: Didejek

Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf

Megadeth "Countdown To Extinction"
- autor: Megakruk

Paradise Lost "Icon"
- autor: Margaret

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy Twój komputer jest szybki?