zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 27 kwietnia 2024

recenzja: Kat & Roman Kostrzewski "Biało-czarna"

10.05.2011  autor: Do diabła
okładka płyty
Nazwa zespołu: Kat & Roman Kostrzewski
Tytuł płyty: "Biało-czarna"
Utwory: Bara; Maryja Omen; Szkarłatny wir; Diabelski dom cz. IV; Milczy trup; Wolni od klęczenia; Kupa świąt; Bieluń; Z boskim zyskiem; Kapucyn zamknął drzwi
Wykonawcy: Roman Kostrzewski - wokal; Ireneusz Loth - instrumenty perkusyjne; Michał Laksa - gitara basowa; Krzysztof "Pistolet" Pistelok - gitara; Piotr Radecki - gitara; Paweł Pasek - gitara
Wydawcy: Mystic Production
Premiera: 4.04.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Lata zapowiedzi, seria przesuwanych premier i oto jest - "Biało-czarna", nowa płyta Kata z Romanem Kostrzewskim. Choć topornie dosłowna okładka może zniechęcać, naprawdę warto zajrzeć do środka.

Pierwsze, co przykuwa uwagę, to brzmienie, a jako że płytę otwiera partia perkusji, zwłaszcza brzmienie bębnów. Bardzo akustyczne, z wyeksponowanymi talerzami, słyszalną odpowiedzią pomieszczenia. Moc, energia, organiczność - miód na moje zmęczone triggerowym plastikiem uszy. W ogóle od strony produkcji jest na tym albumie bardzo ciekawie. Dużo dzieje się w partiach gitar, jest kilka nietypowych smaczków, a całość brzmi spójnie, mocno i oryginalnie.

Kompozycje są skonstruowane z dużą finezją. Ogólnie rzecz biorąc, mamy tu do czynienia z nowocześnie brzmiącym metalem, głęboko osadzonym w thrashowej tradycji i twórczo ją rozwijającym. Wbrew temu, co sugerowały prezentowane przedpremierowo próbki, jest tu sporo riffów z prawdziwym polotem i kilka naprawdę udanych solówek. Rewelacyjne są perkusyjne partie Irka Lotha - dynamiczne, urozmaicone, ze świetnym groovem. Zero rutyny i odgrywania powszechnych patternów. Na płycie znajdziemy jeden utwór instrumentalny ("Bieluń"), jeden prawie instrumentalny ("Bara" z ciekawie elektronicznie przetworzoną wokalizą), dwie bardzo motoryczne piosenki ("Milczy trup" i "Kupa świąt") i jedną balladę ("Wolni od klęczenia"). Pozostałe pięć to dość progresywne, długie, rozbudowane kawałki. Warto wspomnieć, że "Wolni od klęczenia", który to utwór na koncertach wydawał mi się trochę kiczowatą i banalną balladą, w wersji płytowej został bardzo pomysłowo rozwinięty. Odrobina subtelnej, nietypowej elektroniki i trafne użycie wielu ścieżek wokalu dodają mu bardzo specyficznego nastroju. Ciekawe jest też to, jak z "Progerii" wyewoluował "Kapucyn zamknął drzwi" - najbardziej kontrastowy kawałek, z ludycznym wstępem, który, jak mówią muzycy, zawiera uderzanie miotłą w podłogę i zabawkowe dzwoneczki.

Teksty, jak przystało na Kostrzewskiego, cieszą barwnym językiem, pełnym neologizmów i regionalizmów. Czasem nic z nich nie rozumiem, z czasem rozumiem coraz więcej, pozostaje też oparte na doświadczeniu poczucie, że być może ostateczne oświecenie obnaży bełkot albo błąd. Można ten styl kochać lub nie, ja zdecydowanie zaliczam się do pierwszej grupy. Na pewno zaś brzmieniowe możliwości języka polskiego są tu pomysłowo wykorzystywane. Szkoda tylko, że za bogactwem języka nie idzie bogactwo treści, bo płyta jest przesadnie zdominowana przez wątki antyklerykalne. Brakuje tematów bardziej uniwersalnych, które reprezentują tylko "Kupa świąt" i "Szkarłatny wir". Ale i tak nie jest to uniwersalność na miarę choćby "Wierzę" z "Róż miłości...". Z tą tekstową monotonią idzie w parze monotonia w zakresie technik wokalnych - zdecydowanie dominuje siłowy, zachrypnięty śpiew, aczkolwiek niektóre fragmenty (początek "Kapucyn zamknął drzwi", środkowa część "Diabelskiego domu cz. IV") pokazują, że Kostrzewski wciąż potrafi śpiewać też na inne sposoby. Zwłaszcza zwolennicy czystych, wysokich partii będą zawiedzeni, ale mimo wszystko wciąż mamy do czynienia ze świetnym, charakterystycznym wokalem.

Rzecz, która obecnie zawsze niepokoi mnie przy premierach, to problem masteringowej kompresji, z powodu której kilka płyt z ostatnich lat jest dla mnie zupełnie niesłuchalnych. Ze strony Kata słyszeliśmy zapewnienia, że zespół troszczy się o tę kwestię, ale pomiary zdradzają typowe dla naszych czasów praktyki: średni poziom mocy RMS to około -6dB (8dB więcej niż na "Szyderczym zwierciadle"). Przy pierwszych trzech utworach brzmienie jest zaskakująco dobre - gęste i głośne, ale bez wyraźnych artefaktów. Później niestety znacznie się pogarsza - cierpią, jak zwykle, zwłaszcza akcenty z crashem i partie perkusji z otwartym hi-hatem, całość jest zbita i często nieprzyjemna w odbiorze. Powstaje swoisty paradoks - żeby docenić produkcję, która jest bardzo ważną częścią tej płyty, trzeba posłuchać jej w skupieniu na dobrym sprzęcie, ale zwłaszcza wtedy wychodzą na wierzch wady masteringu. Mam nadzieję, że na planowanej edycji winylowej zespół oszczędzi nam tego prasowania dźwięku.

"Biało-czarna" to świetna płyta. Spójna i różnorodna, dojrzała i świeża, do tego - jak zwykle w przypadku Kata - oryginalna, charakterystyczna, nie do pomylenia z żadnym innym zespołem. Choć kilka rzeczy razi, na pewno warto po nią sięgnąć.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: kompresja?
Lau (gość, IP: 217.67.201.*), 2011-05-11 11:59:44 | odpowiedz | zgłoś
Chodzi o taką kompresję:
Wikipedia - Kompresja_dynamiki
re: kompresja?
Lau (gość, IP: 217.67.201.*), 2011-05-11 12:04:14 | odpowiedz | zgłoś
Wklejam myśl przewodnią:
"Kompresja dynamiki - to proces polegający na zmniejszeniu dynamiki sygnału. Polega na zmniejszeniu amplitudy głośnych fragmentów i pozostawieniu cichych bez zmian. Sygnał poddany kompresji jest cichszy od pierwotnego, często więc po skompresowaniu jego głośność jest ponownie zwiększana. Powoduje z jednej strony wrażenie bliskości i intensywności dźwięku, ale jednocześnie spłaszczenie i monotonię, bardzo często nawet zniekształcenie, a w skrajnych przypadkach wystąpienie analogowego lub cyfrowego przesterowania sygnału (w zależności od metody kompresji)."
re: kompresja?
Bob Katz (gość, IP: 88.156.0.*), 2011-05-30 15:32:36 | odpowiedz | zgłoś
No jak się nagrywa 192/24, a potem trzeba to zmasterować do 16 - nie każdy to potrafi, a raczej niewielu. Mastering to sztuka, a nie (wspaniały skądinąd) tylko FG-X Slate'a. Nie słyszałem płyty, ale z tego, co ludzie tu mówią, to już jest problem na poziomie miksu. Jeśli są dysproporcje, o czym świadczy zwracanie uwagi na konkretny element, to kwestie kompresji czy trigerowania mają znaczenie drugorzędne. Uzyskanie oldschoolowego brzmienia nie jest równoznaczne z brakiem produkcji ;-)
Tandetny album, tanie prowokacje...
OstatniTabor (gość, IP: 83.238.217.*), 2011-05-10 14:42:48 | odpowiedz | zgłoś
...jak widać teksty Romka są już zbyt oklepane by "kogoś brały". Bez Łuczyka nie ma Kata. Tyle w temacie.
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
Christophoros
Christophoros (wyślij pw), 2011-05-10 16:28:00 | odpowiedz | zgłoś
A bez Romka to Kat jest? Bez porównania wolę Kata bez Luczyka, ale z Romanem i Ireneuszem, niż Kata z Luczykiem i Henrym Beckiem, który to skład jest kompletnym nieporozumieniem - Luczyk popełnił duży błąd, wykorzystując legendarny szyld do "Mind Cannibals", zresztą najwyraźniej się na tym przejechał, bo o tymi quasi-prawdziwym Kacie słuch zaginął.

Panowie się już raczej nie zejdą, więc ja się cieszę, że chociaż pod postacią Kat&RK dziedzictwo tego utytułowanego zespołu jest kontynuowane, nawet jeśli brakuje mu tak zdolnego gitarzysty, jak Piotr.
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
Narcos
Narcos (wyślij pw), 2011-05-10 18:24:10 | odpowiedz | zgłoś
również się cieszę że nie było to definitywne end of story i RK zrobił myk, tudzież lob do korzystania z nazwy Kat i RK :) bo to kapela kultowa dla polskiej muzyki. A Piotr.. wymyślił sporo fajnych melodii ale piętrzy się we mnie pokaźny dystans w stosunku do jego osoby, i to nie z powodu sytuacji z Romeczkiem. Oglądałem kiedyś wywiad na YT z Katem jeszcze w starym składzie... Romek oczywiście to głowa kapeli, fundament. No question about it. Piotr? ..kompletnie nie wie o czym śpiewa Romek. Nic go nie interesuje, żeby tylko nagrać swoje partie i tyle. "Satanizm? ..nie wiem o co chodzi" cytat. Porażka ;/ Troszkę więcej się spodziewa człowiek po wywiadach z legendą polskiego rocka. Niech się goni. Romek tam bez niego jak widać ma się nieźle, Luczyk już nie koniecznie.
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
berber (gość, IP: 83.17.253.*), 2011-05-12 12:02:57 | odpowiedz | zgłoś
Luczyk nie olewał wszystkiego, tylko chciał nagrywać profesjonalną muzę, a nie opierać wszystkiego na kontrowersji i satanizmie. I zawsze to on uważał się za lidera Kata, a Romcio to był taki frontman-artysta, któremu ciężko przemówić do rozumu, bo jest głównie skupiony na tekstach z "fragmentami z Miciśnkiego", czym się różni satanista od satanisty i na tym że mu księża przeszkadzają. Dla Luczyka to były banialuki, gościa po prostu interesowała muzyka i chciał Kata w końcu dociągnąć do profesjonalnego, zachodniego poziomu. Nie dziwię się, że z Romkiem ciężko, chociaż powinien był dać spokój nazwie Kat, niestety przez te wszystkie lata zbudowali legendę polskiego metalu z romkowymi bazarowymi lirykami, a nie zespół mogący na świecie zaistnieć. Teraz i tak obaj pewnie piją i dlatego latami trwa zanim cokolwiek zrobią.
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
s.baca (gość, IP: 93.159.31.*), 2011-05-26 15:20:18 | odpowiedz | zgłoś
Fakt że jakaś część publiki, raczej tej z kotła pod sceną, krzyczy "nie ma Kat-a bez Romana" to nie znaczy że ten skład jest optymalny. Sorry za szczerość, to jest skład odtwórczy a nie twórczy. "Biało-czarna" rodziła się w bólach, a gdy lecą kawałki z tej płyty atmosfera na koncercie siada, to nie ten poziom niestety co evergreeny z czasów Piotra Luczyka.

Dla mnie ten rozwód na linii Kostrzewski / Loth - Luczyk / Oset odbył się ze stratą dla obydwu stron. Kat P. Luczyka, który ma prawo do oryginalnej nazwy i legendarnego logo, istnieje tylko wirtualnie już chyba. Natomiast Kat & RK to niestety zespół odtwarzania starych nagrań ze słabym niestety potencjałem na stworzenie czegoś na poziomie "Oddechu", "Bastarda" czy "Róż miłości..."
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
mRock (gość, IP: 91.215.239.*), 2020-12-18 11:26:25 | odpowiedz | zgłoś
od tego komentarza minęło 9 lat. I jak bardzo nietrafna była to prognoza. Ciekawe co autor tych słów teraz o tym myśli.
Kat Luczyka nie tylko jeszcze zipie (koncert jednego utworu z playbacku z wokalistą innym na scenie, a innym puszczonym z taśmy na pewnej gali sportów walki - tego nawet się nie na skomentować konstruktywnie, innych koncertów chyba nie grają), ale i niszczy legendę wydając m.in. tego ostatniego konwoja. Kat miał się lepiej bez takich pomysłów. A Kat z Romanem przestał być coverbandem (jak obecnie KAT Luczyka - coverband własnej twórczości) tylko posłał w świat bardzo dobrą płytę Popiór.
Kto tutaj zachowuje się normalnie? Chyba nie Luczyk, który wyłącza komentarze do własnych utworów, zabiega o kasowanie utworów Kata na Youtubie.... to jest jakieś chore.
Kat żyje, ale tylko w ekipie Romana.
re: Tandetny album, tanie prowokacje...
lolipop (gość, IP: 148.81.46.*), 2020-12-22 14:32:37 | odpowiedz | zgłoś
Nie do końca się zgodzę, że przestali być cover bandem. KAT z RK 666 od nowa nagrali i też słabe to było według mnie.