zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 24 kwietnia 2024

recenzja: My Dying Bride "The Dreadful Hours"

17.10.2001  autor: Arhaathu
okładka płyty
Nazwa zespołu: My Dying Bride
Tytuł płyty: "The Dreadful Hours"
Utwory: The Dreadful Hours; The Raven And The Rose; Le Figlie Della Tempesta; Black Heart Romance; The Cruel Taste Of Winter; My Hope The Destroyer; The Deepest Of All Heart; Return To The Beautiful
Wykonawcy: Aaron "Aaron" Stainthorpe - wokal; Andrew Craighan - gitara; Hamish Glencross - gitara; Adrian "Ade" Jackson - gitara basowa; Shaun Steels - instrumenty perkusyjne; Yasmin Ahmid - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Peaceville Records
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Muszę przyznać, że nie podchodzę już z takim entuzjazmem do nowych płyt, nowej-starej muzyki, dojrzałość, czy starość, może przesyt? I nowy album My Dying Bride nie wydaje się z pozoru aż tak wspaniałym, żebym nie mógł się bez niego obejść. Na pewno bardziej emocjonowałem się podczas pierwszych przesłuchań "The Angel And the Dark River", czy "Turn Loose the Swans". No ileż razy można się zachwycać tymi samymi dźwiękami. No właśnie, a jednak można, choć czy naprawdę są to te same dźwięki?

Czyż nie chodzi tu bardziej o odkrywanie siebie, zarówno przez twórców, jak i słuchaczy, niż o przyjemne spędzenie czasu? Oczywiście im dalej w las, tym większe ciemności, ale i radość pełniejsza. Dlatego każda płyta My Dying Bride jest dla mnie tak ważna, choć przyznaję, iż czasami trudno ich słuchać bez znużenia, a ono pojawia się przy każdym nieuważnym słuchaniu, kiedy słuchamy jakby z przymusu, czy też z przyzwyczajenia...

"The Dreadful Hours" nie jest płytą przecierającą jakieś nieodkryte jeszcze szlaki, być może MDB ma już to za sobą, starsi słuchacze pewnie nie będą mieli im tego za złe. Sam nie wiem, czy ten zespół potrzebuje szukania jakiegoś nowego kierunku na swej muzycznej ścieżce, "34.788%..." świadczy o tym, że nie skończyłoby się to kompromitacją. A jednak wydaje się, że prawdziwy MDB to taki, który słychać na "The Dreadful Hours".

Po trochę nudnawym "The Light at the End of the World" ta płyta może być prawdziwym, świeżym oddechem. Czasami kompozycje MDB bywały niedopracowane, budowane z kilku powtarzających się motywów, traciły po kilkunastu przesłuchaniach na atrakcyjności. Kiedy nie można już nic nowego odnaleźć w słuchanej muzyce, wtedy tak naprawdę nie słuchamy, po prostu spędzamy czas przy dobrze znanych dźwiękach. Utwory na "The Dreadful Hours" wciąż mają po dobrych kilka minut, ale za to płyta nie ciągnie się tak, jak to miało miejsce np. na "Like Gods of the Sun". Tam te dłuższe utwory dłużyły się niemiłosiernie, zwrotka, refren, zwrotka, refren i tak przez np. 9min.

Tu każdy utwór potrafi zmienić swe oblicze, zaskoczyć monumentalnym uniesieniem, wbić w fotel skomasowanym, agresywnym uderzeniem, czy też dać ochłonąć przy dźwiękach fortepianu przypominającego bicie dzwonów. Ta płyta jest jakby konglomeratem całej twórczości MDB. Po trosze tu wszystkiego - luźnych, hipnotycznych motywów z czasów "34.788%...", harmonijnych melodii z "The Angel and the Dark River", przytłaczających ścian dźwięku, miarowych riffów z "Like Gods of the Sun", czy też wreszcie zmian tempa i nastroju, jak w "Christliar" z ostatniej płyty. Jednocześnie jednak, nie jest to powielanie pomysłów. Słychać przede wszystkim nowe podejście do tworzenia kompozycji, które zyskały na dramatyzmie, dzięki czemu cała płyta trzyma w napięciu, aż do ostatniego dźwięku. Dzięki tej różnorodności, muzyka nabrała kolorów i choć wciąż przeważa czerń, to często z tych ciemności wyłaniają się mglisto-senne, ciepłe, jesienne barwy, a czasami atmosfera na płycie nabiera niezwykłego patosu, który kojarzy mi się z błękitem zimowego nieba. ...i co tu jeszcze pisać, My Dying Bride jak za "starych dobrych lat", choć ze zdecydowanie nowym podejściem. Każdy, kto zakochał się kiedyś w tej muzyce, nie przejdzie obok tej płyty obojętnie - powalające brzmienie, sugestywna interpretacja Aarona i dopełniające całości przestrzenne klawisze.

Jedyna rzecz, do której się przyczepię, to ponowne nagranie "Return to the Beautiful" z "As the Flower Withers" (no proszę udało mi się wymienić tytuły wszystkich albumów :) ). Nie wiem, jaki temu przyświecał cel, ale to "wyczyszczone" brzmienie po prostu nie pasuje do mrocznego charakteru tego utworu.

"The Dreadful Hours" to bardzo dobry album i jedna z najciekawszych pozycji w dyskografii My Dying Bride. Oczywiście starsze płyty mogą wzbudzać większy sentyment, jednak ich muzyka dojrzała właśnie na "The Dreadful Hours" i myślę, że jest ona dobrym zwiastunem na przyszłość.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: My Dying Bride "The Dreadful Hours"
Spike (gość, IP: 79.184.20.*), 2021-11-16 23:36:06 | odpowiedz | zgłoś
Świetny album 9/10
re: My Dying Bride "The Dreadful Hours"
noname (wyślij pw), 2013-04-13 17:50:17 | odpowiedz | zgłoś
kapitalny album, bez dwoch zdan najlepsze co nagrali po odejsciu powella, a dla mnie w ogole szczyt tworczych mozliwosci MDB; kawalki dlugie jak zawsze ale wiecej sie dzieje. wkradlo sie troche szybszych temp,harmonie gitar chwytliwe jak nigdy dotad, ku mojej uciesze sporo growlu a nawet pewne novum... krotki jak na standardy mdb, nadajacy sie na sigiel black heart romance; mozna sie czepiac ponownego nagrania return to the beautiful ale mnie to jakos specjalnie nie przeszkadza
TDH
pik (gość, IP: 95.49.168.*), 2011-12-06 16:08:46 | odpowiedz | zgłoś
mój ulubiony krążek MDB bez skrzypiec. bez dwoch zdań, wolę ten album niż ALODK ktory jednak z lekka dziala na mnie (jak wczoraj) usypiająco hehe widocznie sie nie znam ;P
The Dreadful Hours- świetne, ale maxa nie dałbym wlasnie za 'Return..'
po co to nagranywano ponownie, skoro oryg. jest tak zajebisty- też nie wiem.
re: TDH
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-12-06 17:30:47 | odpowiedz | zgłoś
ja akurat wiem....ale Ci nie powiem ;-P